ARCHIWALNE WYDANIE

10/1997 (134)

SPIS TREŚCI

od redakcji

Dekalog ochroniarza. Rozmowa z Bogumiłem J. Zawadzkim, właścicielem jednej z pierwszych agencji detektywistycznych, autorem "Kodeksu Etyki Przedsiębiorstw i Pracowników Ochrony Osób, Mienia oraz Usług Detektywistycznych". - "Ochroniarz lub prywatny detektyw, to często dobrze wyszkolony przestępca do zadań specjalnych." Taka jest opinia wielu ludzi. Jak Pan sądzi, dlaczego? - Jest to bardzo krzywdząca opinia dla całego środowiska. W dużej mierze przyczyniają się do tego sami dziennikarze, rozdmuchując sensacyjne przykłady gangsterskiej, a nawet mafijnej działalności niektórych agencji. Tylko że opisywane fakty dotyczą pojedynczych ludzi, firm lub zdarzeń, natomiast czytelnik - bez dodatkowych, rzetelnych i prawdziwych informacji - ma prawo zjawisko uogólnić. I stąd właśnie opinia, że jesteśmy bandą łobuzów. Tymczasem proporcje są odwrotne. To niewielki odsetek wszystkich agencji stosuje ujawniane przez dziennikarzy bandyckie "metody pracy", nie mające nic wspólnego ani z zawodem, ani tym bardziej z jego etyką. - Od 1989 roku wydano w Polsce ponad 7 tysięcy koncesji na prowadzenie firm ochroniarsko-detektywistycznych. Szacuje się, że pracuje w nich około 250-300 tysięcy osób. To bardzo dużo, zważywszy że w policji zatrudnionych jest 100 tysięcy funkcjonariuszy... - Gdyby wszystkich pracowników zarejestrowanych agencji detektywistycznych zebrać w jednym miejscu, to powstałoby duże miasto wojewódzkie! A w dużym mieście obok przyzwoitych ludzi znajdą się także i łobuzy. Chodzi więc o to, aby z naszego grona ich się pozbyć.

Ewa Kozierkiewicz-Widermańska