ARCHIWALNE WYDANIE

10/2004 (218)

SPIS TREŚCI

OD REDAKCJI

Strach jest towarem. "Renomowani instruktorzy sztuk walki nauczą cię w ciągu dziesięciu godzin, jak bronić się przed napaścią". Czytam i oczom nie wierzę. Każdy, kto choć trochę orientuje się, na czym polega nauka wschodnich sztuk walki wie, ile pracy i wysiłku trzeba włożyć, by opanować podstawy tej sztuki. Na pewno nie wystarczy dziesięć godzin, a i dziesięć razy tyle to też za mało. A jednak ta oferta znajduje chętnych, co potwierdza stosowne zdjęcie, na którym dziesiątki pań w gustownych kimonach z zapałem ćwiczą pady. "W zajęciach uczestniczą też psychologowie, którzy nauczą cię, jak nie wpadać w panikę" - czytam dalej. Jedna z kobiet, które odbyły taki kurs, opowiada mi, jak wyglądały zajęcia z psychologiem. Otóż najbardziej zapamiętała sobie radę, że gdy napadnie ją ktoś w ciemnym korytarzu jej wieżowca, to ma krzyczeć: "pożar!". Dlaczego pożar? Bo, według psychologa, na okrzyk "napad!" usłyszy tylko szczęk zamykanych zamków. Nie jestem psychologiem, ale jedno wiem na pewno. To jest chałtura i drenowanie naszych kieszeni. Bazujące na podsycaniu, tak przecież w naszym społeczeństwie powszechnego, poczucia strachu. Rozbudowywanym przez publikowanie badań rozmaitych "wywiadowni", które donoszą np., że już co trzeci Polak w mieście powyżej pięćdziesięciu tysięcy, a co drugi w mieście powyżej stu tysięcy mieszkańców nie czuje się bezpiecznie. I tu zaczyna się piramida naciągactwa, żeby nie rzec oszustwa, bo oferta jest olbrzymia, ale jej jakość, moim zdaniem, mizerna.

Wanda Donat