ARCHIWALNE WYDANIE

11/2003 (207)

SPIS TREŚCI

od redakcji

Granice przyzwoitości. Albo świat staje na głowie, albo moje postrzeganie rzeczywistości jest wypaczone. Odkąd bowiem pamiętam, zawsze obowiązywała w naszym życiu jakaś powszechnie uznawana norma oraz pewien - w miarę przewidywalny - margines na pograniczu tej normy. Człowiek od urodzenia przyswajał sobie zastane i przekazywane mu przez starszych od siebie kanony zachowań, typowych dla danej rodziny, środowiska, społeczeństwa, aby zgodnie z naturalną koleją rzeczy przekazywać je następnym pokoleniom. Owe wzorce zachowań służyć miały nie tylko określeniu przynależności do jakiejś grupy społecznej, czy też świadczyć o wyniesionej z domu kindersztubie. Wynikały często ze zwykłego instynktu samozachowawczego, stwarzając granice rozsądku i bezpieczeństwa, a więc i możliwości przetrwania. Wiadomo było, że czarne to jest czarne, że ogień parzy, że nie robi się innemu tego, co nas boli, i że dobro jest nagradzane, a zło jest złem i trzeba z nim walczyć. Ten niezależny od światopoglądu dekalog akceptowany był przez przeważającą większość ludzi i choć często trudno go było w życiu realizować, jednak on był nadrzędnym i spójnym dla wszystkich przesłaniem. Tymczasem, obserwując dzisiejszą rzeczywistość, odnoszę wrażenie, że coś bardzo niedobrego zaczyna się dziać w naszym życiu, a dokładniej w naszych umysłach i postrzeganiu świata. Przekraczane są już niemal wszystkie granice norm utrwalanych przez wieki, a my poprzez brak reakcji powoli zatracamy nasz instynkt zachowawczy. I dochodzimy do absurdu - brak norm właściwych człowiekowi zachowań niezauważalnie staje się normą. Czy świat zwariował? Oto w beczce z kwaszoną kapustą policja odnajduje szczątki pięciu noworodków. Matka mordowała swoje dzieci świadomie i z rozmysłem, zaś podczas przesłuchania tłumaczyła: "Bałam się męża". Po prostu. Ale żyła przecież wśród ludzi, chodziła do sklepu, do kościoła. I jakoś nikt z otoczenia nie widział, że była w ciąży, a później że nie urodziło się żadne żywe dziecko? A jeśli nieżywe, to niepochowane po katolicku? Nikt nie zauważył?

Ewa Kozierkiewicz-Widermańska