ARCHIWALNE WYDANIE

11/2006 (243)

SPIS TREŚCI

OD REDAKCJI

Rozmowa w taksówce. Niedawno wracałam do domu taksówką. Nie z wygodnictwa – ze strachu. Był wieczór, ciemno, na ulicach pustki. Teoretycznie nic nie powinno się wydarzyć, wszak nie każdego późnego przechodnia od razu napadają bandyci, złodzieje, zboczeńcy. Tym bardziej że czytam gazety, a w nich także policyjne statystyki, świadczące o systematycznym spadku przestępczości i wciąż rosnącej wykrywalności. Choćby w samej Warszawie – w ostatnich latach zanotowano znaczący spadek ujawnionych przestępstw kryminalnych, co sprawia, że pod względem bezpieczeństwa nasza stolica wyprzedziła nawet Nowy Jork. A przecież Nowy Jork chlubi się ostatnimi czasy niezwykle skuteczną walką z przestępczością, będącą wynikiem, m.in., dobrej współpracy policji ze społeczeństwem. Cóż jednak z tego, kiedy ja się boję. Z lekkim zażenowaniem mówię o tym taksówkarzowi, z którym jadę. Oczekuję rozwiania obaw oraz zapewnienia, że i dla niego odczuwalna jest poprawa bezpieczeństwa, że coś drgnęło i idzie ku lepszemu. Tymczasem sympatyczny czterdziestolatek otwarcie przyznaje, że… też się boi, choć przecież czyta te same gazety i wie, że w pierwszej połowie 2006 roku zdarzyło się w stolicy o blisko 11 procent mniej przestępstw, niż w analogicznym okresie roku ubiegłego. Tylko że kilka dni wcześniej jego kolega nie miał szczęścia znaleźć się w tych jedenastu procentach – tak został pobity na ulicy w samym centrum miasta przez „nieznanych sprawców”, że choć odzyskał przytomność, to wciąż nie wiadomo, czy przeżyje. Podobnie, jak pewna 70- letnia kobieta, której jedynym „przewinieniem” było zwrócenie w tramwaju uwagi trzem podpitym młodym dresiarzom, żeby nie „rzucali mięsem” w publicznym miejscu. Chwilę później żaden z pasażerów nie stanął w obronie starszej pani, gdy poszturchiwana i kopana po nogach ciężkimi butami rechoczących z jej przerażenia młodych ludzi, musiała uciekać z tramwaju, straciwszy uprzednio złoty łańcuszek zerwany z jej szyi. Bezbronna kobieta była bez szans, ale i tak miała dużo szczęścia, że uszła cało ze starcia z bezkarnymi bandytami. Możliwości obrony nie miał również kolega taksówkarza, bo bandytów było kilku, a gdy go dopadli, ulica nagle opustoszała z potencjalnych świadków. Sam taksówkarz wprawdzie jest lepiej zabezpieczony – w sobie tylko znanym miejscu ma ukryty przycisk antynapadowy, pod ręką paralizator i pojemnik z gazem, a tuż obok fotela solidny pręt metalowy – ale i to nie poprawia mu samopoczucia. Nawet starał się swego czasu o pozwolenie na broń, ale mu odmówiono.

Ewa Kozierkiewicz-Widermańska