ARCHIWALNE WYDANIE

12/1992 (58)

SPIS TREŚCI

od redakcji

Cuda na zamówienie. Rozmowa "Detektywa" z Dariuszem P., stałym bywalcem - jak sam o sobie mówi - warszawskiej giełdy samochodowej. - Nie jest tajemnicą, że na giełdach samochodowych handel używanymi samochodami często jest tylko parawanem do załatwiania różnych mętnych interesów... - Mętnych? Nigdy się nie zgodzę z takim stwierdzeniem. Na giełdzie wszystko jest klarowne, jasne i logiczne pod warunkiem, że podczas transakcji używa się nie tylko oczu do szukania dziur w odpicowanej karoserii, lecz również głowy. Dla mnie nowy mercedes wystawiony za 200 milionów ma napisane wielkimi literami - JESTEM UKRADZIONY I NIE MAM DOBRYCH PAPIERÓW, a naiwniaczki myślą, że trafili na frajera, który nie znając cen, sprzedaje wóz za pół darmo. Później biją się w piersi i klną w żywy kamień, gdy pierwszy napotkany patrol wyciąga ich za uszy z cudzej "fury". Widziałem takie obrazki wielokrotnie. Czasami nawet specjalnie podstawia się "barana", żeby policja miała zajęcie i mogła mieć satysfakcję nie tylko ze złapania "bentlarzy" (organizatorzy gry w trzy lusterka) albo meliniarzy, handlujących podejrzaną wódą.

Krzsyztof Pietraszkiewicz