ARCHIWALNE WYDANIE

12/1999 (160)

SPIS TREŚCI

od redakcji

Kierowcy pod pręgierzem. Ostatnie lata przyniosły w Polsce niebywały, wprost lawinowy rozwój motoryzacji. Ma to, oczywiście, swoje zalety, ale wad jest chyba więcej. Bodaj najgorszą konsekwencją takiego stanu rzeczy jest olbrzymia liczba wypadków drogowych, a co za tym idzie - ofiar. Ze statystyki Komendy Głównej Policji wynika, że w ubiegłym roku zdarzyło się 61.855 wypadków, w których zginęło 7.080 osób, a 77.561 odniosło rany. W samym tylko pierwszym półroczu 1999 roku wydarzyło się 23.418 wypadków, w wyniku których zginęły 2.723 osoby, a 29.110 zostało rannych. Dane te są przerażające, więc nic dziwnego, że sztab ludzi łamie sobie głowę nad tym, jak zwiększyć bezpieczeństwo na naszych drogach. Policyjne akcje przynoszą wciąż za małe efekty, zatem prowadzone są intensywne prace nad zmianami w kodeksie drogowym, a nawet karnym. Obecna ustawa "Prawo o ruchu drogowym" powstawała długo, w wielkich bólach i w wyniku zagorzałych, społecznych dyskusji. Obowiązuje stosunkowo od niedawna, bo od początku 1998 roku, ale czas ten w zupełności wystarczył, by wykazać jej mankamenty. Szybko po jej wprowadzeniu dyskusje rozpętały się na nowo i doszło do tego, że powstał projekt jej nowelizacji. W październiku tego roku został on przyjęty przez Komitet Społeczny Rady Ministrów. Ma za zadanie usunąć wady ustawy obowiązującej, ale przede wszystkim - dostosować nasze przepisy do rozwiązań w Unii Europejskiej. Podobnie jak wszystkie inne, i ten projekt budzi mnóstwo kontrowersji, ale może warto potraktować go przychylniej? Wiele państw Unii boryka się z problemami walki z zagrożeniami motoryzacyjnymi znacznie dłużej niż my, więc po cóż mielibyśmy wyważać otwarte drzwi i szukać rozwiązań na własną rękę? Lepiej chyba skorzystać z doświadczeń innych, zwłaszcza, że dają one wymierne pozytywne efekty.

Jacek Chudy