ARCHIWALNE WYDANIE

12/2006 (244)

SPIS TREŚCI

OD REDAKCJI

Uczciwi inaczej. Przed kilkoma miesiącami jedna z niemieckich sieci handlowych emitowała w tamtejszej telewizji reklamówkę w niedwuznaczny sposób sugerującą, że jesteśmy narodem, który złodziejstwo ma we krwi. Posypały się protesty, w wyniku których koncern uznał reklamę za niestosowną; natychmiast podjęto też decyzję o wstrzymaniu emisji kolejnych spotów reklamowych. – Nie chcieliśmy nikogo zranić ani przedstawić Polaków jako złodziei. Chciałbym przeprosić tych, którzy poczuli się urażeni – wyjaśniał jeden z szefów sieci. Przeprosiny przeprosinami, nie zmienia to jednak faktu, że w oczach wielu Niemców, mamy opinię drobnych złodziejaszków i cwaniaczków. Możemy się na to oburzać, możemy zwalać takie myślenie na siłę stereotypów, jednak nie sposób uciec przed niektórymi faktami. Jesteśmy w europejskiej czołówce pod względem kradzieży w sklepach. O ile w większości państw spada liczba tego rodzaju przestępstw, to w Polsce jest akurat odwrotnie. Jak wynika z badań organizacji Centre for Retail Research statystyczny Polak kradnie co roku towary o wartości 38 euro. Łączna wartość sklepowych kradzieży w naszym kraju zamyka się kwotą blisko 1,4 miliarda euro rocznie. Dla porównania: tyle samo wynoszą roczne obroty znanej sieci sklepów samoobsługowych. Końcówka każdego roku i okres wzmożonych, przedświątecznych zakupów, niestety, sprzyja takim przestępstwom. Najczęściej dochodzi do nich w wielkich centrach handlowych: supermarketach i hipermarketach. Niemal w każdym z takich obiektów ochrona zatrzymuje przynajmniej kilkunastu złodziei tygodniowo. Najwięcej ginie ubrań, równie dużym powodzeniem cieszą się płyty DVD i CD, markowe kosmetyki, odzież, żywność. Aby uniknąć kradzieży właściciele sklepów wydają fortuny na różnego rodzaju zabezpieczenia. Z szacunków wynika, że tylko w 2005 roku przeznaczono na ten cel około 1,25 miliarda złotych! Prawdziwą zmorą jest podjadanie artykułów spożywczych, za które potem nikt nie płaci. I nie kończy się bynajmniej na kilku orzeszkach, migdałach czy rodzynkach. Rozdarte opakowania z ciastkami, puste papierki po batonach albo kartoniki po sokach to codzienność każdego dużego sklepu samoobsługowego. Na stoiskach z kosmetykami klienci rozpakowują kremy, żeby się nimi posmarować, na mono-polowych – zdarza się, że piją alkohol prosto z butelki. W niektórych sklepach straty z powodu podjadania produktów przez klientów są większe niż w wyniku kradzieży. Centrala znanej sieci hipermarketów w Warszawie przeprowadziła badania, z których wynika, że miesięcznie z ich półek ginie np. 1,5 tony winogron.

Krzysztof Kilijanek