ARCHIWALNE WYDANIE

2/1999 (150)

SPIS TREŚCI

od redakcji

Prawo na co dzień. Mam bliskiego znajomego, z którym przyjaźnię się od wielu, wielu lat i którego zmagania z rzeczywistością obserwuję uważnie, ponieważ w dużym stopniu identyfikuję się z nim, a moje spostrzeżenia pozwalają mi zarówno na zachowanie dystansu, jak i na wyciąganie wniosków natury ogólnej. Andrzej R. należy obecnie do kilkumilionowej rzeszy czterdziestoparolatków, jest zwyczajnym, przeciętnym obywatelem Trzeciej Rzeczypospolitej. Z racji daty swego urodzenia zdążył też zakosztować "uroków" życia w naszej innej, poprzedniej rzeczywistości z czasów PRL-u. Dość bogate doświadczenia skłaniają go zatem - a przy okazji i mnie - do porównań oraz refleksji na przeróżne tematy dotyczące kwestii poruszania się tak zwanego szarego człowieka w codzienności. Nazywamy to umownie: "Andrzej a sprawa polska". Pod tym właśnie hasłem ostatnio zastanawialiśmy się nad funkcjonowaniem w Polsce prawa - ale nie tego "dużego", rodem z kodeksów, tylko tego "drobnego", z którym stykamy się na każdym kroku i które reguluje nasze życie powszednie. Czy dzięki zmianom w tej dziedzinie nasze życie jeszcze bardziej się komplikuje, czy może ulega normalizacji, która stopniowo je porządkuje? Pewne zmiany może niezbyt dostrzegalnie, ale jednak systematycznie zachodzą - i to niezależnie od tego, czy nam się to dzisiaj podoba, czy nie... Andrzej R. ma żonę, dwoje dzieci, przyzwoicie urządzone, aczkolwiek nieco nadgryzione zębem czasu M-4 w bloku z wielkiej płyty, kupiony na raty samochód. Uprawia tak zwany wolny zawód, który daje mu dochody wystarczające w sumie na niezłą egzystencję, lecz mające jedną wadę: są nieregularne. Ponadto, jako ktoś w rodzaju artysty, mój przyjaciel nie ma głowy do drobiazgów. I to jest główną przyczyną kłopotów, które od czasu do czasu miewa. Niedawno przeżył czarną serię zdarzeń, które bezpośrednio skłoniły nas do niniejszych refleksji.

Ewa Kozierkiewicz-Widermańska