ARCHIWALNE WYDANIE

2/2006 (234)

SPIS TREŚCI

OD REDAKCJI

Bonus. Kiedy ostatnio usłyszałem w słuchawce glos miłej panienki, pytającej tonem dobrego śledczego, czy byłem na przeglądzie samochodu dwa dni wcześniej, machinalnie odpowiedziałem, że tak. Wtedy dowiedziałem się, że gdyby coś po przeglądzie dolegało mojemu autu, to mam prawo bez kolejki i za darmo, w dowolnie wybranym momencie skorzystać z usług stacji. To bonus za to, że od kilku lat serwisuję samochód w tej właśnie stacji. Ten telefon przywołał refleksje na temat innego bonusu, który przypadł innym firmom, także zajmującym się naszymi pojazdami. Mówię o „bonusie”, który nazywa się OC. Dlaczego nazywam bonusem ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej, za którego brak kierowcy są surowo karani? O tym za chwilę. Parę dni temu byłem w podwarszawskim szpitalu, gdzie leczone są dzieci okaleczone w wyniku wypadków drogowych. Te, pozbawione w jednej chwili dzieciństwa, istoty są elementami przerażającej statystyki tworzonej co dnia na naszych drogach. Statystyki z przerażającymi pozycjami: zabici – kilkudziesięciu w czasie jednego weekendu, ranni – ponad dwustu i najbardziej bulwersującej - zatrzymani za jazdę po pijanemu. Tych ostatnich tylko w jeden jesienny „długi weekend” policja zatrzymała ponad dwa tysiące! Trafiłem na moment, kiedy dzieci w szpitalu wracały z zajęć szkolnych, i wraz z nimi w ciągu paru sekund przedefilowały przede mną wszystkie możliwe okaleczenia jakie powstają w wyniku zderzenia miękkiego ciała z twardym metalem. Jeden z lekarzy ze szpitala w Chylicach, widząc że przyglądam się rannym dzieciom, sam zaczął mówić o tym, ile zależy od prawidłowego opatrzenia ofiary wypadku i rehabilitacji przez pierwsze dni i tygodnie po zdarzeniu. Wtedy najczęściej okazuje się, że ofiary nie mają własnych środków, a ubezpieczyciel wynajduje tysiące powodów, by nie wypłacić odszkodowania, albo chociażby odwlec moment przelania należnych ofierze pieniędzy.

Jarosław Heller