ARCHIWALNE WYDANIE

2/2010 (282)

SPIS TREŚCI

Od redakcji

Kroniki kryminalne dawno nie odnotowały równie spektakularnej próby wyłudzenia pieniędzy. Była pośredniczka ubezpieczeniowa wykupiła kilkanaście polis na życie na sumę blisko dziesięciu milionów złotych. W przypadku jej śmierci pieniądze te miał zainkasować jej mąż. „Pechowo” się złożyło, że kilka miesięcy później kobieta zmarła. Tak przynajmniej wynikało z dokumentów, które wdowiec przedstawiał w kolejnych towarzystwach ubezpieczeniowych. Ponieważ do wypłaty były znaczne kwoty pieniędzy, dokładniej przeanalizowano dostarczone przez niego dokumenty. Wynikało z nich, że śmierć nastąpiła w domu w wyniku wylewu krwi do mózgu. Było to o tyle dziwne, że taką diagnozę można postawić jedynie w wyniku sekcji zwłok… a takiej w tym przypadku nie przeprowadzono! Fakt, że polisę wykupiono kilka miesięcy przed śmiercią też dawał wiele do myślenia, podobnie jak i to, że wykupiono je w kilku innych towarzystwach. Ktoś nabrał podejrzeń, że to próba oszustwa. Powiadomiono policję, która próbowała ustalić miejsce pochówku kobiety. Bezskutecznie. Żadna z firm pogrzebowych w jej rodzinnym mieście nie miała zlecenia na jej pogrzeb. Dyskretne rozpytania wśród sąsiadów też nie przyniosły odpowiedzi na pytanie, gdzie jest jej grób. Było to o tyle dziwne, że w powiatowym mieście na północy Polski kobieta była dobrze znaną osobą, miała wielu przyjaciół i znajomych. Coraz więcej poszlak wskazywało na próbę gigantycznego oszustwa. Policyjne śledztwo nabrało tempa. Wkrótce wszystko było już jasne. Rzekoma denatka, z racji wykonywanego w przeszłości zawodu, doskonale znała procedury towarzystw ubezpieczeniowych związane z wypłatą pieniędzy, wiedziała, gdzie można wykupić najbardziej atrakcyjne polisy. Ona i jej mąż znaleźli lekarza – neurologa – który za 100 tysięcy złotych zgodził się wystawić fałszywy akt zgonu. Po fikcyjnym zgonie kobieta wyjechała na drugi kraniec Polski, a jej mąż zaczął załatwiać sprawy związane z wypłatą polis. Na co chcieli przeznaczyć taką fortunę? Ich syn, poszukiwany od pewnego czasu listem gończym, ukrywał się gdzieś w Europie Zachodniej. Chcieli do niego wyjechać i rozpocząć tam nowe życie. Potrzebowali na to dużych pieniędzy. Wpadli na pomysł sfingowania śmierci, aby zdobyć ogromne odszkodowanie. Kto wie, czy gdyby nie zapomnieli o wymurowaniu fikcyjnego nagrobka denatki, sprawa kiedykolwiek ujrzałaby światło dzienne?! Temida nieprawomocnym wyrokiem skazała małżeństwo oraz współpracującego z nimi lekarza, na kary kilkuletniego więzienia, muszą również oddać bezprawnie (częściowo) zainkasowane pieniądze. Sąd uznał, że „stopień społecznej szkodliwości czynu był wysoki, a działalność oskarżonych była szczegółowo zaplanowana, przygotowana i przemyślana”.

Krzysztof Kilijanek