Warszawski "Pinkerton" - Krzysztof Pietraszkiewicz
Zabiłem... Nie zabiłem... - Dobromir Walewski
Wycieczka do Las Vegas - Andy Milik
Języki tajne (2) Język złodziejski - Klemens Stępniak
Matka? - Adam Fidler
Ofiara standaryzacji - Marian A. Rapicki
Powrót z Wiednia - Janusz Hańderek
Poszukiwana Miss Bridget - Alma Wesoczyńska
Koniec końca - Monika Kamieńska
Ballada o misiu - Sławoj Kopka
Tropem Kupidyna - Adam Andrzej Witusik
Kalejdoskop kryminalny - Robert Moro
Wakacje pod namiotem - Jan Jawor
Morderstwo w celi - Arthur Sloven
Pradziadek truje środowisko - Stanisław Milewski
Bandycki rajd - Ewa Kulesza
Złodziejski duet - Jan Strumiłł
Skok po lekcjach - Jacek Kościesza
Władca Trójkąta Śmierci - Axela Korwin-Rays
Jak kamień w wodę - Henryk Makarski
Zielonooka Irene - Krzysztof Pietraszkiewicz
Wydrążona igła, Z trzeciej półki - Hubert Kramsky
Warszawski „Pinkerton”. Rozmowa „Detektywa” z panem Mirosławem Chociszewskim – prezesem jednej z warszawskich prywatnych agencji detektywistycznych. - Panie Prezesie, jakie były przesłanki powstania i funkcjonowania agencji ochrony? - Pomysł zrodziło samo życie. Podstawową przesłanką był lawinowy wzrost przestępczości. Jeszcze kilka lat temu włamanie do sklepu spożywczego i kradzież cukru były ewenementem. Obecnie każdy artykuł jest atrakcyjnym a drożyzna i braki rynkowe pogłębiły proces demoralizacji społeczeństwa. Rozboje, gwałty, kradzieże czy włamania stały się codziennością, której nie zawsze mogą skutecznie zapobiec uszczuplone siły milicji. Otwarcie i określenie profilu działania agencji było konsultowane z Komendą Główną MO i Stołecznym Urzędem Spraw Wewnętrznych, gdzie spotkaliśmy się z pełną przychylnością i poparciem. - W ostatnim czasie powstało wiele agencji detektywistycznych. Czym Pańska agencja różni się od konkurencji? - Przede wszystkim fachowością. Nie zajmujemy się śledzeniem niewiernych żon czy bieganiem z siatkami na motyle i łapaniem kanarków, które uciekły z klatek. Przyjmujemy jedynie poważne sprawy, wymagające użycia specjalistycznego sprzętu i wykwalifikowanej kadry. Amatorszczyzna w tym zawodzie nie ma racji bytu, a same bicepsy czy umiejętność rozbijania dłonią cegieł nie wystarczają. Jedynymi fachowcami są byli milicjanci, dostatecznie młodzi i sprawni, by sprostać wszelkim zadaniom. Wieloletnie doświadczenie jest bezcenne, a tego nie można zdobyć studiując podręczniki czy ćwiczyć w siłowni.
Krzysztof Pietraszkiewicz