ARCHIWALNE WYDANIE

3/1990 (24)

SPIS TREŚCI

od redakcji

Warszawski „Pinkerton”. Rozmowa „Detektywa” z panem Mirosławem Chociszewskim – prezesem jednej z warszawskich prywatnych agencji detektywistycznych. - Panie Prezesie, jakie były przesłanki powstania i funkcjonowania agencji ochrony? - Pomysł zrodziło samo życie. Podstawową przesłanką był lawinowy wzrost przestępczości. Jeszcze kilka lat temu włamanie do sklepu spożywczego i kradzież cukru były ewenementem. Obecnie każdy artykuł jest atrakcyjnym a drożyzna i braki rynkowe pogłębiły proces demoralizacji społeczeństwa. Rozboje, gwałty, kradzieże czy włamania stały się codziennością, której nie zawsze mogą skutecznie zapobiec uszczuplone siły milicji. Otwarcie i określenie profilu działania agencji było konsultowane z Komendą Główną MO i Stołecznym Urzędem Spraw Wewnętrznych, gdzie spotkaliśmy się z pełną przychylnością i poparciem. - W ostatnim czasie powstało wiele agencji detektywistycznych. Czym Pańska agencja różni się od konkurencji? - Przede wszystkim fachowością. Nie zajmujemy się śledzeniem niewiernych żon czy bieganiem z siatkami na motyle i łapaniem kanarków, które uciekły z klatek. Przyjmujemy jedynie poważne sprawy, wymagające użycia specjalistycznego sprzętu i wykwalifikowanej kadry. Amatorszczyzna w tym zawodzie nie ma racji bytu, a same bicepsy czy umiejętność rozbijania dłonią cegieł nie wystarczają. Jedynymi fachowcami są byli milicjanci, dostatecznie młodzi i sprawni, by sprostać wszelkim zadaniom. Wieloletnie doświadczenie jest bezcenne, a tego nie można zdobyć studiując podręczniki czy ćwiczyć w siłowni.

Krzysztof Pietraszkiewicz