ARCHIWALNE WYDANIE

3/2000 (163)

SPIS TREŚCI

od redakcji

Za przyzwoleniem. Niedawno moja dziewiętnastoletnia córka rzuciła mi ni stąd, ni zowąd: - Czy widziałeś, tato, to czerwone Seicento, które od kilku dni parkuje pod naszą klatką? - Uhm... - mruknąłem niechętnie, z góry wietrząc podstęp, który zwykle kryje się za jej z pozoru niewinnymi pytaniami. Nauczony doświadczeniem, i tym razem się nie pomyliłem. Córka drążyła temat: - Piękne, prawda? Wygląda jak nowe, ma niecałe sześć tysięcy przebiegu... - rozmarzyła się, ale zaraz dodała przytomnie: - To Jolki. Dostała je od rodziców na osiemnaste urodziny. Też bym takie chciała. Nadarza się świetna sposobność, zaraz moja matura... - Daj spokój, nie stać mnie - broniłem się. - Ale oni kupili okazyjnie - córka walczyła dzielnie. - Jolka mówi, że jak chcemy, to udostępnią nam źródło. - Nie chcemy - uciąłem stanowczo. - I proszę, nie wracajmy do tego, bo nie zamierzam mieć kłopotów. Wolałbym nie uchodzić za przemądrzalca, ale wkrótce okazało się, że znowu miałem rację. Pewnego dnia rodzicom Jolki złożyli wizytę funkcjonariusze policji. Odbyli z nimi krótką, szczerą rozmowę, w wyniku której śliczny samochodzik został im odebrany i zwrócony prawowitemu właścicielowi. Udowodniono bowiem, że był kradziony. Sąsiedzi złorzeczyli, że w wyniku "idiotycznego" (ich zdaniem) prawa bezapelacyjnie stracili i samochód, i pieniądze. Zaraz znaleźli się tacy, którzy im szczerze współczuli. Za niesprawiedliwe uznała to również moja córka. Upewniłem się, że rodzice Jolki doskonale wiedzieli, na czym polega okazyjność tego zakupu, a następnie wytłumaczyłem jej, że skoro świadomie wzięli udział w takiej nielegalnej transakcji, to sami są sobie winni. Przekonanie jej przyszło mi z niemałym trudem, ale w końcu udało się. I mógłbym mieć do dzisiaj poczucie dobrze spełnionego obowiązku wychowawczego, gdyby miesiąc później córka nie poinformowała mnie niby to mimochodem: - Jolka ma następne Seicento, czarne. Z tego samego źródła. Ale mówi, że teraz byli ostrożniejsi i nie dadzą się tak łatwo wystawić do wiatru...

Tomasz Kwapich