ARCHIWALNE WYDANIE

3/2005 (223)

SPIS TREŚCI

OD REDAKCJI

Łapy przy sobie! W mediach mówi się tylko o przypadkach najdrastyczniejszych, a więc i najatrakcyjniejszych z dziennikarskiego punktu widzenia. Na przykład: o pewnej tłumaczce, która podczas służbowego wyjazdu nie chciała spełnić erotycznych zachcianek pijanego wicestarosty. O pracownicach jednego z domów opieki społecznej, przez wiele lat nagabywanych erotycznie, a nazywając rzecz po imieniu, obmacywanych i otrzymujących zupełnie niedwuznaczne propozycje seksualne od dyrektora placówki. O innym dyrektorze, tym razem pogotowia ratunkowego, którego pracownice nie mogły już dłużej znosić erotycznych, przekraczających wszystkie uznane normy, zaczepek swojego szefa. O wyrzuceniu z pracy ośmiu kobiet z fabryki chipsów za to, że zaczęły publicznie ujawniać „zaloty” kierownika. Także o aktorkach z pewnego teatru, które nie chciały być dłużej obrażane i poniżane podobnym zachowaniem swojego przełożonego. A wreszcie o najbardziej bodaj bulwersującej i budzącej najwięcej kontrowersji sprawie pracownicy zakładów tekstylnych, która szantażowana zwolnieniem z pracy zaspokajała przez wiele miesięcy seksualne zachcianki swojego szefa oraz kilku jego kolegów. Coraz więcej i głośniej mówi się w naszym kraju o molestowaniu seksualnym w pracy, ale dopiero od roku obowiązują przepisy prawa, umożliwiające sprawcę, czyli molestującego (niekoniecznie mężczyznę, wszak bywają i przypadki odwrotne) postawić przed sądem. Molestowanie seksualne zostało zapisane w kodeksie pracy i ogólnie zdefiniowane; teraz już wiemy na pewno, że: „dyskryminowaniem ze względu na płeć jest (...) każde nieakceptowane zachowanie o charakterze seksualnym lub odnoszące się do płci pracownika, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności lub poniżenie albo upokorzenie pracownika; na zachowanie to mogą się składać fizyczne, werbalne lub pozawerbalne elementy (...)”.

Ewa Kozierkiewicz-Widermańska