ARCHIWALNE WYDANIE

6/1997 (128)

SPIS TREŚCI

od redakcji

Uprzejmie donoszę... Za uprzykrzonej, obrzydłej komuny, pośród wielu innych niedogodności, kwitła u nas instytucja donosu. Niby nikt nigdzie anonimów nie rozpatrywał, wyrzucano je podobno do kosza, ale powszechnie wiadomo było, że kosz ów funkcjonował na podobieństwo sita. Faktem jest, iż co bardziej szczegółowe donosy nader wnikliwie rozpatrywano, a następnie wskazani w nich winni "ponosili konsekwencje" - oczywiście, w sprzyjających warunkach. Sprzyjające warunki dyktowały, kto może ponieść konsekwencje, a kto nie. Kierowały tym procesem tak zwane czynniki odgórne, które, rzecz jasna, nie miały nic wspólnego z prawem. Zresztą prawo, jak wiadomo, nie dla wszystkich było wtedy równe. A jak sprawa wygląda teraz? Donos jest niewątpliwie plugastwem, za takie zawsze uchodził, a w epoce demokracji i wolności słowa uchodzić powinien szczególnie. Ale... Nie, nie chodzi mi o to, że chcę bronić tego świństwa. Zastanawiam się tylko, jak cienka jest granica pomiędzy donosicielstwem a występowaniem w słusznej sprawie człowieka, który broni swoich praw jako tak zwany szary obywatel. Człowiek taki praktycznie nic nie może. Policja go lekceważy, prokuratura ma ważniejsze sprawy na głowie, adwokat przeraża go swoim honorarium i - prawdopodobnie dla zniechęcenia "szaraka" z chudym portfelem - roztacza wizje procedury trwającej lata. W dodatku, człowiek ten ma wprawdzie wiadomości pewne, ale nie jest w stanie ich udokumentować. Z reguły jeszcze do tego boi się, że jeśli się wychyli, to najbardziej ucierpi on sam. Porywa się jako słaba jednostka przeciwko zorganizowanym strukturom, które powstały co prawda niedawno, ale zdążyły się już nieźle umocnić na gruncie fałszywie pojmowanego kapitalizmu, czyli mitu pożerania słabszych przez silniejszych. Na tradycyjnie pojmowaną uczciwość nie ma tu miejsca, a prawo wymaga tylu zmian, że na razie, jako twór przejściowy, ciągle modyfikowany, praktycznie jest bezwładne. W głębi duszy przeciętny obywatel wierzy jednak żarliwie, że skoro czasy się zmieniły, to sprawiedliwość jakaś musi być. Cóż zatem pozostaje mu do zrobienia? Puszczenie machiny sprawiedliwości w ruch za wszelką cenę, chociażby sposobem może niezbyt chlubnym, ale dostępnym i sprawdzonym, czyli za pomocą... donosu.

Ewa Kozierkiewicz-Widermańska