ARCHIWALNE WYDANIE

6/2000 (166)

SPIS TREŚCI

od redakcji

Dealer w kapciach. Magda ma 17 lat i uczy się w trzeciej klasie liceum, uznawanego w Warszawie za jedno z tych najlepszych. W zamian za obietnicę zachowania anonimowości, decyduje się na szczerość. „Pierwszy raz spróbowałam jakiś rok temu, z ciekawości. Nie biorę systematycznie, tylko co jakiś czas. Na imprezach ekstazy, przed większymi klasówkami amfę, czasami palę trawkę. Ale panuję na tym i biorę wtedy kiedy chcę, a nie dlatego, że muszę”. Na pytanie o rodzinę i warunki w domu, Magda śmieje się. „Nie, nie jestem patologiczna, jeśli o to chodzi. Przeciwnie – ojciec jest dyrektorem w dużej firmie, mama pracownikiem naukowym na wyższej uczelni, brat studiuje, wszyscy mamy doskonały kontakt”. Dziewczyna mówi jeszcze, że większość z jej rówieśników, którzy – podobnie jak ona – „biorą. Bo chcą i panują nad tym”, pochodzi z podobnych, niebiednych, niepatologicznych i tzw. normalnych domów. Innego zdania jest Filip z pierwszej klasy gimnazjum. „U nas biorą głównie ci z gorszymi ocenami, jest to rodzaj szpanu, chęć pokazania się, a przy okazji zarobienia paru groszy na boku. Dokładnie wiemy, kto bierze i kto jest w naszej szkole dealerem. Ale o tym się nie mówi ani w domu, ani tym bardziej nauczycielom”. Filip sam nie dał się namówić (jeszcze?) bo twierdzi, że „nie jest taki łupi, żeby zaczynać”. Tym bardziej, że zna kilku niewiele starszych od siebie kolegów, którzy kwalifikują się już – jego zdaniem – do leczenia. Bardzo poważnie mówi o tym, że coraz więcej jego rówieśników próbuje, głównie amfetaminy i marihuany, i że o tym również wiedzą tylko sami zainteresowani. „Prawdy nikt nie napisze, oczywiście poza tymi, którzy rzeczywiście nie biorą” – wyjaśnia, gdy pytam o wiarygodność przeprowadzanych wśród uczniów ankiet.

Ewa Kozierkiewicz-Widermańska