ARCHIWALNE WYDANIE

6/2004 (214)

SPIS TREŚCI

OD REDAKCJI

Taka nasza tradycja. Muszę się przyznać do pewnej brzydkiej cechy mojego charakteru: bywam wścibski. Właśnie tak - nie jestem, ale bywam. Dopada mnie to, gdy znajduję się w miejscu publicznym, a szczególnie w barze czy restauracji. Automatycznie wyciągam wtedy uszy do sąsiednich stolików i z lubością podsłuchuję rozmowy siedzących przy nich ludzi. Tak było i tym razem. Dwaj panowie wyglądali na ojca z synem. Przedział wiekowy 30 - 60 lat. Dostatni ubiór, w miarę inteligentne twarze, przed każdym wysoka szklanka z piwem. - Ile miałeś punktów? - spytał starszy mężczyzna młodego. - Młody: - za mało. - I co ci komputer doradził? - Młody: - żebym trzymał się mocno fotela pasażera i pod żadnym pozorem nie zbliżał się do kierownicy. Zorientowałem się po chwili, że rozmowa przy sąsiednim stoliku dotyczy Narodowego Testu Prawa Jazdy. Inicjatywy ciekawej nie tylko ze względu na edukacyjny charakter, ale też i socjologicznie interesującej ze względu na miejsce przeprowadzenia. Przecież my, Polacy, jeździmy (we własnym mniemaniu) najlepiej i najszybciej w całej Europie. To nic, że ułańskie tradycje zakrapiamy często i chętnie napojami wyskokowymi, co sprawia, że każdego roku wyludnia się kilkutysięczne miasteczko. W zeszłym roku sprawcy 5800 wypadków drogowych byli pod wpływem alkoholu. To aż 11,4 procent sumy wszystkich wypadków. Ot, taka nasza lokalna tradycja. Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że nie tylko kierowcy hołdują tradycji. Także piesi nie są bez winy: spowodowali oni 8446 wypadków, w których zginęły 1064 osoby. Wierzyć się też nie chce, że historia tego rodzaju wypadków na drodze ma grubo ponad 200 lat. Oto już w 1760 roku opisano, jak rozbity został pojazd parowy, zbudowany przez Francuza Mikołaja Józefa Cugnota, mogący przewieźć cztery osoby, co uznano za pierwszy wypadek drogowy. Strach pomyśleć, ilu ludzi zostało kalekami lub wręcz zginęło od tamtej pory na drogach...

Jacek Chudy