ARCHIWALNE WYDANIE

7/2001 (179)

SPIS TREŚCI

od redakcji

Przypadek, jakich wiele... Przysyłacie Państwo, do naszej redakcji listy. Różne listy. Wiele zawiera cenne uwagi na temat opublikowanych artykułów - krytyczne, pochlebne, faktograficzne. Niektóre po prostu o czymś informują. W innych znajdujemy prośby o pomoc, interwencję. Te ostatnie bywają naprawdę dramatyczne. Niestety, formuła "Detektywa" w zasadzie wyklucza działalność interwencyjną, gdyż miesięcznik ma dość długi cykl wydawniczy i taki artykuł ukazałby się jak przysłowiowa musztarda po obiedzie. Ale te wstrząsające sprawy zawsze budzą w nas oddźwięk, który staramy się jak najlepiej spożytkować w reporterskich poczynaniach. Jeden z takich właśnie bulwersujących listów przysłała niedawno kobieta, nad którą pastwi się jej mąż alkoholik. Trwa to latami. Świadkami koszmaru jest dwójka dzieci. Ofiara na swój sposób buntuje się, nie chce być bierna. Ale w gruncie rzeczy jest bezradna wobec bezdusznej i niemrawej machiny wymiaru sprawiedliwości. Szukała pomocy na policji i w prokuraturze. Nie otrzymała jej. Dwukrotnie wnosiła przeciwko oprawcy oskarżenie o fizyczne i moralne znęcanie się nad rodziną. Obydwa postępowania umorzono. Zdesperowana kobieta odeszła od męża i wystąpiła o rozwód. Sprawa wlecze się niemiłosiernie; do czasu wysłania do nas listu odbyły się trzy rozprawy, w perspektywie była czwarta, ale nie wiadomo czy ostatnia. Podczas gdy nieszczęsna ofiara boryka się z organami ścigania i sądem, które wykazują daleko idącą opieszałość i lekceważenie sytuacji - jej mąż posuwa się do skrajnej agresji. Dochodzi do jeszcze gorszej tragedii. Pewnej nocy mężczyzna napada na swoją ofiarę z nożem w ręce. Pod groźbą śmierci bije, kopie i gwałci. Okropnie katuje przez pięć godzin. Rezultat: szpital, długie leczenie, trwałe ślady na ciele, nie mówiąc już o psychice. Według autorki listu: "(...) To była "słodka zemsta" za to, że go zostawiłam. (...) To cud, że żyję, ale po co?".

Alina Barcz