ARCHIWALNE WYDANIE

8/1996 (115)

SPIS TREŚCI

od redakcji

Reszta z pięćdziesiątki. Niedawno byłam świadkiem pewnej sceny, która mogłaby wydać się mało znacząca, gdyby nie wywołała ciągu całkiem poważnych refleksji. Otóż, klientka w sklepie kupowała jakiś drobiazg i płacąc dała banknot pięćdziesięciozłotowy. Następna klientka, bezpośrednio po tamtej również dokonała zakupu tylko za klika złotych i wręczyła sprzedawczyni banknot dziesięciozłotowy. W tym momencie ekspedientka odezwała się: - Pani już mi tu położyła dziesięć złotych – wskazała leżące na podstawce pieniądze. - To nie moje. Widocznie tamta pani nie zabrała swojej reszty – powiedziała bez wahania kobieta. - Odłożę w takim razie na bok, może się zorientuje i wróci, to jej oddam – postanowiła sprzedawczyni i wsunęła banknot za szybę lady. - Ale frajerka – zaszemrał jakiś chłopak z tyłu – mogła przecież nic nie mówić, to zarobiłaby dychę… - A tak to sprzedawczyni będzie do przodu, nie wierzę, że odda tę forsę… - zachichotał jego kolega. W ten sposób to, co dla jednych stanowi odruch elementarnej uczciwości, przez innych zostało wyśmiane i ocenione jako głupota. Co gorsze, negatywnej oceny dokonali kilkunastoletni chłopcy. Czy znaczy to, że mają oni zupełnie inny system wartości niż dorośli? Nie sądzę. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że właśnie przykład dawany przez dorosłych ukształtował ich moralność. Wiadomo bowiem – trawestując znane porzekadło – że czym skorupka nasiąknie, tym później trąci… Ściślej mówiąc, istnieją dwie teorie na ten temat. Jedna głosi, że we własnym życiu powiela się wzorce z dzieciństwa, zwłaszcza te niedobre. Druga utrzymuje, iż człowiek obarczony złym dziedzictwem, robi dokładnie odwrotnie, niż zaobserwował w dzieciństwie. Jeśli jego ojciec, na przykład, pił – on zachowuj abstynencję, jeśli matka popełniła przestępstwo – on obsesyjnie przestrzega litery prawa, jeśli boleśnie przeżył rozwód swoich rodziców – on przede wszystkim dba o szczęście swojej rodziny itd., itp.

Monika Kamieńska