ARCHIWALNE WYDANIE

8/2006 (240)

SPIS TREŚCI

OD REDAKCJI

Zero tolerancji! Z pewnością nie była to zwykła zadyma, do jakich często dochodzi po meczach piłkarskich, lecz regularna wojna policji z pseudokibicami. W połowie maja kilka tysięcy chuliganów, nazywających siebie kibicami piłki nożnej, sterroryzowało centrum Warszawy. Do zamieszek doszło zaraz po tym, jak warszawska Legia zdobyła Puchar Polski po zwycięstwie nad krakowską Wisłą. To była pospolita dzicz – relacjonował zdarzenia kierowca jednego ze stołecznych autobusów. – Na wysokości Powiśla wsiadło mi kilka takich małp. Wyłazili przez okna na dach pojazdu, walili pięściami w sufit, tłukli lampy. Pracuję w komunikacji miejskiej kilkanaście lat, ale takiego zezwierzęcenia w wykonaniu młodych ludzi jeszcze nie widziałem. – Zabarykadowaliśmy się wewnątrz lokalu, pogasiliśmy światła i z przerażeniem oglądaliśmy to wszystko, co działo się na zewnątrz – opowiadali kelnerzy ze staromiejskich restauracji. - Najbardziej przestraszyliśmy się w momencie, gdy dziki tłum zaczął napierać na drzwi wejściowe. Gdyby się tu wdarli, musielibyśmy się salwować ucieczką przez zaplecze. – Z okien mieszkań widzieliśmy, jak wchodzili na latarnie i znaki drogowe, wyżywali się na parkomatach, łamali ławki, niszczyli krzesła i stoły z ogródków – mówili mieszkańcy Starówki. – Baliśmy się, że zaczną rzucać kamieniami w kierunku naszych okien. Gdzieś około drugiej w nocy kibole rzucili się na funkcjonariuszy. O policyjne tarcze zabębnił grad kostek brukowych, zewsząd dochodził huk tłuczonych butelek. – Agresja szalikowców przekroczyła wszelkie granice – komentowali zdarzenia policjanci. – Cały kilkutysięczny tłum był wielką, pijaną agresją. W powietrzu latały kamienie, butelki i krzesła z kawiarnianych ogródków. Chyba nikt nie spodziewał się, że zaatakują z taką dziką furią i determinacją. Majowe burdy na Placu Zamkowym w Warszawie były największymi od kilku lat zamieszkami wywołanymi przez pseudokibiców. Zatrzymano 231 chuliganów, rannych zostało 54 policjantów, zniszczono kilkanaście radiowozów, kilka ogródków gastronomicznych zamieniło się w pobojowisko, mało brakowało, a byłyby ofiary śmiertelne. W pijackim amoku bandyci, z wysokości kilkunastu metrów, rzucali betonowe śmietniki na przejeżdżające dołem trasy WZ pojazdy. Jeden z takich „pocisków” spadł na tramwaj i przedziurawił w nim dach. Tylko cudem nikt nie odniósł obrażeń. – Sobotnia, majowa noc na warszawskiej Starówce udowodniła, że już najwyższy czas skończyć z biernością wobec bandytyzmu – deklarował nazajutrz po burdach wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Władysław Stasiak. – Dotąd wszyscy podchodzili do pseudokibiców z pobłażaniem tłumacząc, że muszą się wyszumieć. Dość pobłażania! „Policja powinna ich bezwzględnie pałować. To oni rozpoczynają rozróby na stadionach, potem na ulicach miasta, właściwie wszędzie. Najczęściej robią to po „browarku” – wtedy agresja się w nich nasila i szukają zaczepki.

Krzysztof Kilijanek