Błędne koło betroski - Krzysztof Pietraszkiewicz
Morderstwo milionerów - Janusz Hańderek
Koń alkoholik - Wojciech Kotowski
Western na Sydeny Street - Marian A. Rapicki
Nie chciało umrzeć... - Elżbieta Sitek
Zabili go i uciekł - Wojciech Trzaska
W cieniu podejrzenia - Wincenty Stam
Śmierć w ekstazie - Monika Kamieńska
Dramat ulicy Kościelnej - Jan Strumiłł
Ulubieniec Asklepiosa - Adam Fidler
Tragiczna przesyłka - Axela Korwin-Rays
Panie i panowie - Kazimierz J. Pawelec
Zakochany desperat - Jan Jawor
Sfałszowany świat pieniądza - Jerzy Rajch
Morderstwo w starym stylu - Marc Davids
Magister kolekcjoner - Dominik Karo
Osobnik niedojrzały emocjonalnie - Sławoj Kopka
Zarąbani nocą - Alma Wesoczyńska
Panieński wieczór - Ewa Kulesza
Król oszustów - Krzysztof Pietraszkiewicz
Komu telefon, komu? - Onufry Nałęcz
Maksymalnie wiarygodny wypadek - Hubert Kramsky
Błędne koło beztroski Rozmowa z ppor. Krzysztofem Kmińskim – komendantem Komisariatu XXXIII MO DUSW Warszawa-Mokotów (Natolin) Pana rejon obejmuje jeden z największych placów budowy: osiedle mieszkaniowe Natolin i część warszawskiego metra. Co pan może powiedzieć o specyfice przestępstw, charakterystycznych dla nowych osiedli? Wielkie budowy są prowadzone przez kilku różnych inwestorów, z czym związana jest beztroska wykonawców, którą można określić mocniejszym słowem – bałagan. Często praca funkcjonariusza przybyłego na zgłoszenie kradzieży nie polega na poszukiwaniu sprawcy, lecz chodzi o… odnalezienie przedmiotu. Okazuje się, że nic nie zginęło, lecz poszukiwana rzecz jest niewidoczna, gdyż została zakryta warstwą ziemi lub błota. Po prostu, operatorowi spychacza nie chciało się podnieść łyżki… Kiedyś w podobny sposób „zaginął” potężny buldożer, z którego wystawała z ziemi jedynie końcówka tłumika. Do karygodnego zwyczaju niektórych osób należy traktowanie placów budowy jako miejsca zaopatrzenia się w deficytowe materiały budowlane. Jak ten problem wygląda w Pana dzielnicy? Niestety, jest to nagminne zjawisko. Kradzież worka cementu nie jest problemem w skali przedsiębiorstwa, lecz giną również armatury, umywalki, okna, grzejniki. Czasami jednego dnia komisja odbiera budynek, wiesza pieczęcie na drzwiach, a gdy nazajutrz zjawiają się lokatorzy, zastają jedynie sterczące ze ściany fachowo zatkane rurki. Armaturę można schować w teczce, umywalkę od biedy w dużej torbie lub worku, lecz jak wytłumaczyć „wyparowanie” kilkunastu grzejników, z których każdy waży po 100 kg? Zdarzają się lepsze kwiatki. Niedawno ze studzienki, mającej kilkanaście metrów głębokości, którą zabezpieczono betonową płytą o wadze 1100 kg, ukradziono pompę odwadniającą.
Krzysztof Pietraszkiewicz