ARCHIWALNE WYDANIE

9/2000 (169)

SPIS TREŚCI

od redakcji

Nareszczie! - Chciałoby się powiedzieć po błyskawicznej i stanowczej reakcji ministra sprawiedliwości na to, co niedawno wydarzyło się w Bydgoszczy. Bo nie ulega chyba wątpliwości, że zbyt łagodne postępowanie prokuratora rozzuchwaliło bandytów do tego stopnia, że w kilka dni później zabili człowieka. Chociaż sprawa była już dostatecznie nagłośniona, trzeba o niej przypominać, ponieważ wielu prokuratorów nadal ma zasadnicze trudności z uprzytomnieniem sobie, że ich praca, za którą biorą pensje, winna polegać nie na pobłażaniu przestępcom, ale ich ściganiu. Czyż właśnie interes przestępców miał na uwadze prokurator w Bydgoszczy? A jeżeli nie - to dlaczego uznał, że bandycki rabunek z użyciem noża to zaledwie drobna kradzież, za którą co najwyżej staje się przed kolegium? Bandytów więc wypuścił, po czym oni kilka dni później - używając podczas napadu tego samego noża - zamordowali człowieka. Ten pierwszy (było to 18 lipca) od niepamiętnych czasów przypadek ukarania prokuratora za brak należytej surowości, nie był ostatnim. Oto już następnego dnia tenże sam minister (i jednocześnie prokurator generalny) Lech Kaczyński odwołał zbyt pobłażliwego sługę Temidy ze stanowiska prokuratora rejonowego dla dzielnicy Bałuty w Łodzi. W tym przypadku sprawa nie była tak drastyczna, ale o identycznym ciężarze gatunkowym, ponieważ prokurator również nie zastosował środka zapobiegawczego, odpowiedniego do wagi przestępstwa. Oto bowiem wobec mężczyzny, który był już wcześniej prawomocnie skazany za zamordowanie dwóch kobiet, a teraz znowu był podejrzany o morderstwo, prokuratura beztrosko (a raczej bezmyślnie) nie wnioskowała o areszt, co powinno być naturalną koniecznością. Zastosowała jedynie tzw. dozór policyjny, dzięki czemu bandyta ukrył się przed wymiarem sprawiedliwości, w znacznym stopniu utrudniając dochodzenie.

Adam Borkowski