ARCHIWALNE WYDANIE

9/2006 (241)

SPIS TREŚCI

OD REDAKCJI

Niewolnicy XXI wieku. Szok, przerażenie, niedowierzanie. Tylko tak można było zareagować, kiedy w połowie lipca br. media przyniosły informacje o obozach pracy we Włoszech, w których więziono naszych rodaków. Aż nie chce się wierzyć, że w centrum cywilizowanej Europy istniało jawne niewolnictwo! „Ziemia obiecana” – taki kryptonim miała wielka akcja polskiej i włoskiej policji na południu Włoch, w wyniku której w okolicach Bari i Foggi uwolniono 113 Polaków przetrzymywanych w obozach niewolniczej pracy. To jednak wierzchołek góry lodowej – w tej sprawie poszkodowanych może być nawet ponad tysiąc naszych rodaków. Krajowy prokurator do walki z mafią Piero Graso porównał obozowiska do łagrów: „Panowały tam nieludzkie warunki, to były prawdziwe obozy pracy”. Dziennikarz włoskiego dziennika „La Repubblica” dodał, że były to „obozy koncentracyjne na służbie posiadaczy ziemskich, którzy za marny grosz gromadzili siłę roboczą niezbędną, aby czerwone złoto, jakim są pomidory, nie zostało spalone na słońcu”. Dzięki błyskawicznej akcji zatrzymano blisko 30 osób, którym przedstawiono zarzuty udziału w grupie przestępczej, handlu ludźmi i „wprowadzania w stan niewolnictwa”. Przestępstwa te we Włoszech zagrożone są karą od 4 do 20 lat pozbawienia wolności. W dalszej fazie śledztwa wyjaśniane będą tajemnicze zaginięcia Polaków, samobójstwa, zabójstwa, wątek handlu narkotykami i zmuszania do prostytucji. Schemat działania przestępców był zawsze taki sam. Najpierw były ogłoszenia w polskiej, lokalnej prasie, za pośrednictwem których szukano kandydatów do pracy sezonowej we Włoszech przy zbiorze warzyw i owoców. Chętni mieli sporo zarobić, tymczasem traktowano ich jak niewolników. Pracowali przynajmniej 15 godzin na dobę w palącym słońcu, zarabiając 2 – 4 euro za godzinę, ale większość pieniędzy musieli oddawać w postaci różnych opłat, albo zwykłego haraczu. Dostawali tylko chleb i wodę, spali na gołej ziemi w ruinach budynków gospodarczych ze szczurami albo na śmietniskach. Nie mieli dostępu do bieżącej wody, w efekcie w powietrzu unosił się fetor, a dookoła aż lepiło się od brudu. Jeśli z powodu choroby nie mogli wyjść w pole, płacili karę 20 euro dziennie.

Krzysztof Kilijanek