ARCHIWALNE WYDANIE

1/2007 (38)

SPIS TREŚCI

OD REDAKCJI

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie... Gdzie jest Maciek? To pytanie zadawała sobie niemal cała Warszawa od sylwestra 2006 roku. Zdjęcie zaginionego Macieja Marczaka przez cały styczeń można było zobaczyć w stolicy niemal na każdym kroku. Ma dwadzieścia pięć lat, blond włosy, niebieskie oczy, około metra siedemdziesięciu pięciu centymetrów wzrostu. Znak szczególny – pieprzyk na lewym policzku. Chyba nie było warszawiaka, który przynajmniej raz w pierwszych tygodniach stycznia nie natknąłby się na jego podobiznę… Maciek Marczak, 25-letni student Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie wyszedł z domu 30 grudnia 2006 roku około godziny 21.00. Niecałe dwie godziny później jego telefon już nie odpowiadał. Od kilku tygodni był bardzo zapracowany, bowiem kończył pisanie pracy magisterskiej, którą miał złożyć na uczelni do połowy stycznia. Nie wiadomo w jakim celu, ani dokąd wyszedł. Nie kontaktował się z nikim z przyjaciół, nie był z nikim umówiony. Wychodząc z domu zabrał ze sobą dokumenty, kartę bankomatową i telefon komórkowy. Zawsze mówił rodzicom, dokąd idzie i kiedy wróci; natychmiast do nich dzwonił, jeżeli coś się zmieniało. Tym razem nie pozostawił żadnej wiadomości. Poszukiwania – dzięki olbrzymiemu zaangażowaniu jego przyjaciół i znajomych – od pierwszych dni stycznia prowadzone były na niespotykaną w Polsce skalę. Najpierw pojawiły się publikacje w stołecznej prasie, informacje w radiu i telewizji. Olbrzymie fotografie Maćka widoczne były na dziesiątkach stołecznych bilbordów i witryn sklepowych. Olbrzymie plakaty zawisły nawet na stacjach metra, jego zdjęcie mieli przy sobie kontrolerzy biletów w komunikacji miejskiej. Tydzień po jego zaginięciu zorganizowano wielką akcję poszukiwawczą na Polach Wilanowskich, w pobliżu domu Maćka. Szukało go ponad 150 osób – m.in. grupa strażaków z psami tropiącymi. Bezskutecznie. Rodzina i przyjaciele poruszyli niebo i ziemię, aby go odnaleźć. Wprawdzie policja otrzymywała każdego dnia nowe sygnały, ale po szczegółowym wyjaśnieniu żaden z nich nie doprowadził do wyjaśnienia zagadki zaginięcia 25-letniego mężczyzny.

Krzysztof Kilijanek