ARCHIWALNE WYDANIE

2/2005 (31)

SPIS TREŚCI

OD REDAKCJI

Policjant (nie) doskonały. Pewien doświadczony policjant, który - jak sam o sobie mówi - niemal wszystkie zęby zjadł na służbie, twierdzi, że największym wrogiem policji jest... sama policja. Oczywiście nie licząc przestępców, co jest jednak na tyle oczywiste, że nie podlega dyskusji. Ale podczas gdy zmagania z bandytami, mordercami, gwałcicielami, oszustami i złodziejami są dla policji czymś naturalnym, to już walka z samą sobą zahaczać może o działania co najmniej dziwne, jeśli nie rzec: schizofreniczne. Na czym jednak polega owo, uproszczone rzecz jasna, ale wynikające w wieloletnich obserwacji spostrzeżenie, potwierdzone zresztą przez wielu innych, którzy również "zjedli zęby" w tym zawodzie? Chodzi mianowicie o błędy i pomyłki w policyjnej pracy, a dokładniej ich konsekwencje, jakże często tragiczne zarówno dla osób postronnych, niewinnych i przypadkowych, jak i dla samych policjantów. Powie ktoś: nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. A ktoś inny doda: w każdym zawodzie dopuszcza się możliwość zaistnienia pomyłki i każdy ma prawo do potknięcia. Zgadza się. Tylko że niewiele jest takich zawodów, w których chwila nieuwagi, brak wyobraźni, niedostateczne wyszkolenie czy zwykłe lenistwo lub nonszalancja doprowadzić mogą do skutków dramatycznych i nieodwracalnych. Wciąż chyba jeszcze pamiętamy ubiegłoroczne "przypadkowe" zastrzelenie w Poznaniu 19-letniego chłopaka oraz ciężkie zranienie jego kolegi, którzy w przekonaniu, że gonią ich bandyci, młodzi ludzie uciekali autem przed policjantami, pewnymi z kolei, że ścigają gangsterów. Albo tragiczne wydarzenia po juwenaliach w Łodzi, kiedy to zmuszeni do użycia broni policjanci strzelali nie gumowymi, a ostrymi pociskami, które wydano im z magazynu przez pomyłkę.

Ewa Kozierkiewicz-Widermańska