ARCHIWALNE WYDANIE

3/2002 (20)

SPIS TREŚCI

od redakcji

Niebezpieczne cztery ściany. Siedem lat temu głośne było w Warszawie tajemnicze zabójstwo Antoniny M. Ta czterdziestopięcioletnia kobieta zmarła w dziwnych okolicznościach we własnym domu. Pierwsze wyniki śledztwa zdawały się wskazywać na samobójstwo; pani M. zmarła od dużej dawki arszeniku, który znaleziono w resztkach niedopitej kawy, a później odkryto w jej ciele podczas badań toksykologicznych. W przypadkach, kiedy istnieje uzasadnione przypuszczenie śmierci samobójczej, dochodzenie rzadko przekracza ramy utartej rutyny. Jeżeli na dodatek okazuje się, że samobójczyni leczyła się wcześniej u neurologa lub miała nowotwór, a przyjaciele potwierdzają, iż cierpiała na stany lękowe czy nawet bywała czasami w depresyjnym nastroju, prokurator szybko - i z ulgą - zamyka sprawę, ponieważ w kolejce czekają następne. Ale tym razem było inaczej. W pierwszym odruchu mąż pani Antoniny, Włodzimierz M., zamożny urzędnik wyższego szczebla jednej z agend rządowych, stanowczo wykluczył możliwość śmierci samobójczej i domagał się rzetelnego wyświetlenia sprawy. Nie mógł w tej mierze przedstawić żadnego dowodu, ale upierał się, że przecież w ciągu dwudziestu lat wspólnego życia doskonale poznał żonę i samobójstwo zwyczajnie do niej "nie pasuje". Cieszyła się doskonałym zdrowiem, nigdy nie cierpiała na depresję, miała żywe usposobienie i czyniła mnóstwo planów na przyszłość. Jednym słowem - twierdził pan M. - jego żona po prostu "lubiła żyć", a ludzie o takim usposobieniu nie odbierają sobie przecież życia.

Adam Borkowski