ARCHIWALNE WYDANIE

3/2006 (36)

SPIS TREŚCI

OD REDAKCJI

Wołający na puszczy... To było przed kilkoma tygodniami. Czekałem na przejściu dla pieszych w centrum Warszawy, aż zapali się zielone światło. Obok mnie stała starsza kobieta. Nagle, nie zważając na jadące samochody, na jezdnię próbował wejść nastolatek z zawadiacko naciągniętą na czoło czapką. Kobieta – przerażona, że stanie mu się coś złego – spróbowała go zatrzymać, a jednocześnie krzyknęła: „stój, gdzie idziesz!”. Małolat – mający maksymalnie jedenaście-dwanaście lat - odwrócił się w jej kierunku, spojrzał pogardliwym wzrokiem i wycedził przez zęby: „spier…, głupia babo”, splunął w jej kierunku i przebiegł przez jezdnię. Tam rozładował swoją złość: skopał kosz na śmieci na przystanku autobusowym i chwilę potem rozpłynął się w tłumie. Starsza kobieta, podobnie jak kilka innych dorosłych osób, jeszcze przez kilka sekund, stała jak sparaliżowana. Dopiero potem pojawiły się głośne komentarze: – Teraz te rozwydrzone bachory nie mają dla nikogo ani krzty szacunku. Jak by takiemu od razu sprawić łomot, może od razu rozumu by nabrał! – To wszystko przez to bezstresowe wychowanie. Pozwalało się takim na wszystko w dzieciństwie, i mamy teraz tego efekty. Rodzice nie wychowali, to powinna się za nich zabrać policja! – Panie, a kto będzie teraz taki odważny, aby ich wychowywać. Niektóre małolaty to bandyci w krótkich spodenkach... Zapaliło się zielone światło, każdy poszedł w swoją stronę i chyba tylko dlatego tak szybko skończyła się wymiana zdań o dzisiejszym młodym pokoleniu. To zdarzenie przypomniało mi się, kiedy usiadłem do pisania artykułu otwierającego kolejne Wydanie Specjalne „Detektywa”, które w całości poświęcone jest naszym milusińskim: dzieciom, młodzieży, nastolatkom. Nie ukrywam, że lektura niektórych publikacji była dla mnie takim samym szokiem, jaki przeżyłem kilka tygodni wcześniej na przejściu dla pieszych w centrum Warszawy. Powróciły pytania, których nikt wtedy głośno nie sformułował: Co się dzieje z dzisiejszą młodzieżą? Jakimi sposobami sprawić, aby krnąbrni nastolatkowie „wyszli na ludzi” w dorosłym życiu? Dlaczego godzimy się na panujące milczące przyzwolenie społeczne, na terror ze strony niektórych przedstawicieli młodego pokolenia?!W powszechnej opinii demoralizacja młodzieży osiągnęła niebezpieczne granice. Dowodem na potwierdzenie tej tezy są coraz bardziej wyzywające stroje, ostre makijaże, dziwaczne fryzury, używane na co dzień wulgarne słownictwo. Niemal wszyscy nastolatkowie przed osiągnięciem 18. roku życia pili alkohol, a co czwarty – przynajmniej raz w życiu – miał kontakt z narkotykami. Te ostatnie dostępne są niemal w każdej szkole, bowiem coraz częściej dilerami są sami uczniowie. „Biała śmierć”, dostępna kiedyś jedynie za duże pieniądze, staje się coraz tańsza i jest w zasięgu możliwości finansowych wielu nastolatków – porcja niektórych używek kosztuje zaledwie 2-3 złote.

Krzysztof Kilijanek