ARCHIWALNE WYDANIE

4/2002 (21)

SPIS TREŚCI

od redakcji

Wyjątkowy zawód. Kiedy kończyliśmy w redakcji pracę nad tym Wydaniem Specjalnym "Detektywa", prasa codzienna podała informację, która zapewne dla nikogo, oprócz lekarzy, nie była zaskoczeniem. Oto według ankiety, przeprowadzonej we wrześniu br. przez Centrum Badania Opinii Społecznej, aż 56 procent dorosłych Polaków negatywnie ocenia publiczną służbę zdrowia. A przecież upłynęło niewiele ponad cztery lata od powołania kas chorych, które miały usprawnić i zdecydowanie polepszyć opiekę medyczną. Dobrze pamiętamy, co mówiono i pisano przed tą kontrowersyjną - jak się okazało - reformą. O państwowej służbie zdrowia powiadano, że jest "chora, a nawet że znajduje się "w zapaści". Że jest źle zorganizowana i fatalnie finansowana. Że wreszcie trudno się dostać do odpowiedniego specjalisty, a jeżeli już spotka nas to szczęście, to koniecznie trzeba mieć przy sobie kopertę z wiadomą zawartością. To wszystko miało ulec natychmiastowej poprawie z chwilą powstania kas chorych. I oto widzimy, jak się "poprawiło": ponad połowa obywateli ma w tej materii opinię jednoznacznie krytyczną. Dostęp do lekarzy i jakość leczenia oceniana jest źle. Z tej samej ankiety CBOS wynika, że zadowolonych jest zaledwie 27 procent badanych, czyli niewiele ponad jedna czwarta. To wynik fatalny, gorszy niż zły, a na dodatek frustrujący, ponieważ dzisiaj każdy dobrze wie, że na utrzymanie publicznej służby zdrowia wykłada (gdyż musi) niemałe pieniądze z własnej kieszeni. Ale jakość opieki medycznej wynika nie tylko ze sposobu, w jaki zorganizowane jest publiczne lecznictwo w skali państwa. Bo przecież niezależnie od tego, jak państwo (czy powołana przezeń agenda) administruje szpitalami i przychodniami, to chory i potrzebujący pomocy człowiek ma zawsze do czynienia z konkretnym, znanym z imienia i nazwiska przedstawicielem personelu medycznego. Jest to ten konkretny lekarz, który go bada, diagnozuje i ordynuje metody leczenia oraz ta konkretna pielęgniarka, która robi zastrzyk, pełni nocny dyżur i wykonuje inne niezbędne zabiegi. Z chwilą kiedy przekraczamy próg gabinetu lekarskiego czy bramę szpitala kończy się dla nas enigmatyczna "służba zdrowia", a zaczyna się kontakt z doktorem Iksem lub Igrekiem. Toteż ocena, jaką wydali ankietowani przez CBOS, dotyczy w równej mierze sposobu administrowania publicznym lecznictwem jak i skuteczności leczenia. I to jest w tym wszystkim najbardziej przygnębiające.

Adam Borkowski