ARCHIWALNE WYDANIE

4/2011 (57)

SPIS TREŚCI

Od redakcji

Praca wywiadu jest jak pornografia: skryta i zakazana. Na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie ekscytującej i ważnej, ale tak naprawdę jest niezwykle nudna. W miarę odkrywania się przed obserwatorem staje się coraz mniej interesująca – stwierdził James Rusbrindger, wieloletni agent brytyjskiego wywiadu, autor wydanej przed kilkunastu laty książki „Gry wywiadów”. I trudno odmówić mu racji: codzienność nie tylko wywiadu, ale niemal wszystkich tajnych służb jest mało ciekawa, by nie powiedzieć, że żmudna i znojna. Wartkie zwroty akcji, podróże na drugi koniec świata, pławienie się w luksusie w ramach wykonywania zadań służbowych… przytrafia się jedynie agentowi 007, czyli Jamesowi Bondowi i innym bohaterom filmów i powieści szpiegowskich. Prawdziwi oficerowie pracują przede wszystkim głową w zaciszu eleganckich gabinetów. To tam powstają plany gier operacyjnych, tam analizuje się zebrane różnymi sposobami informacje, tam również piszą meldunki i opracowania. Często cała ich działalność w dużej mierze pozostaje poza kontrolą innych organów, co sprawia, że na swój sposób jest to „państwo w państwie”. Jak zweryfikować ich pracę, kiedy niemal wszystkie dokumenty mają gryf „ściśle tajne”… to problem wielu nowoczesnych, demokratycznych państw. Podobno po panienkach lekkich obyczajów, grabarzach i celnikach, agenci i szpiedzy to jedna z najstarszych profesji świata. I bardzo ważna; rzadko zdarza się, by jednostki zmieniały losy państwa i wpływały na politykę. Taką właśnie moc posiedli niektórzy ludzie związani z tajnymi służbami. To pewnie dlatego trudno dziś sobie wyobrazić funkcjonowanie światowych mocarstw bez wywiadu i kontrwywiadu. Bez tego skazane są na zagładę.

Krzysztof Kilijanek