Najstarsza wzmianka o złodziejskiej szkole pochodzi już z 1585 roku i mowa jest w niej o złodzieju, który nosił nazwisko Wotton. Prowadził on w Londynie gospodę „Smart’s Quai”, a na jej zapleczu szkolił uczniów w wyciąganiu mieszków ze złotem w taki sposób, żeby te nie wydały najmniejszego brzęku.

Młodzi chłopcy i dziewczęta trenowali na wiszącym manekinie, którego surdut obszywano dzwoneczkami. Przymocowywano je również do chusteczek wciśniętych w kieszenie. Zadaniem złodziejskiego adepta było bezgłośne wyciągnięcie sakiewki. Oczywiście Wotton nie szczędził razów i kopniaków wymierzanych za każde potknięcie.

W Polsce jedna z pierwszych szkół złodziei, o której stało się dość głośno, powstała na początku XIX wieku w Pszczewie, które wówczas nosiło nazwę Betsche. W mieście, które w dużym procencie zamieszkiwali starozakonni, pod płaszczykiem żydowskiej szkoły, zwanej po hebrajsku jesziwa, rozpoczęła działalność złodziejska akademia.

W powojennej Polsce w szkołach złodziejskich za niedościgły przykład stawiano takich kieszonkowców jak Szmul Zawiński czy Moryc Szajbe. Ten ostatni przez pewien czas był nawet wykładowcą w lwowskiej szkole złodziei kieszonkowych i do śmierci darzony był przez ówczesnych opryszków ogromnym szacunkiem.

Paweł Szlachetko

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]