Ann była groźnym przeciwnikiem. Wreszcie osiągnęła cel i nie planowała poddać się łatwo, swych zdobyczy broniła za wszelką cenę cz. 5/6
5 stycznia 2020
Była właścicielka nielegalnego wyszynku, modelka reklamująca mydła i kapelusze, a ostatnio „króliczek” w nocnej rewii, stała się raptem wybranką losu.
Pierwsze konflikty zaczęły się wkrótce po ślubie. Billy przeżywał katusze, obserwując zachowanie i maniery swej żony w towarzystwie. Cieszyło go, że uroda innych kobiet blednie na jej tle, lecz często posępniał, brał Ann na stronę i łajał ją kąśliwym szeptem: – Przestań się tak napychać, jakby za chwilę wszystkie te dania miały zniknąć ze stołu! Przestań się popisywać swoim marnym hiszpańskim! Zadbaj lepiej o swój angielski!
Ann rzeczywiście zwracała na siebie uwagę wciąż tym samym, trudnym do wyplenienia prostackim zachowaniem przy stole, zbyt głośnymi kaskadami śmiechu, wybuchającego nie zawsze we właściwym momencie oraz naturalną skłonnością do flirtu z mężczyznami, wyniesioną z okresu pracy w nocnym klubie. Wciąż popełniała rażące błędy w języku ojczystym, mieszając uliczny żargon z wyszukaną mową arystokracji. Jeszcze do niedawna wcale to Billowi nie przeszkadzało. Teraz, jako właściciel „pięknego stworzenia”, dążył do jej perfekcji, jak zrzędliwy starzec zwracając jej uwagę na każde drobne potknięcie.
Ann nie lekceważyła jego nauk i poświęcała cały wolny czas na prywatne studia, zmierzające do udoskonalenia swej osobowości. Na cierpienia nie było jeszcze czasu, bo po raz pierwszy w życiu pławiła się w dostatku. Z wypiekami na policzkach dokonywała inwentaryzacji wyjątkowo hojnych ślubnych prezentów. Od męża otrzymała na początek biżuterię wartości 50 tysięcy dolarów. W pierwszych latach wspólnego życia obsypał ją kosztownościami i gotówką. Pod koniec 1945 roku miała na swym prywatnym koncie majątek wartości około pół miliona dolarów, co wówczas stanowiło fortunę.
Billy z pewnym niepokojem obserwował jej zachłanność na pieniądze, próbując to jednak lekceważyć i czyniąc z tego temat dowcipów. Miał z kim o tym rozmawiać, bo jego przyjaciel Bean dostrzegł tę samą pazerność u swojej meksykańskiej żony, podobnie jak Ann pochodzącej z nizin społecznych. Złoci młodzieńcy, usidleni przez utalentowane kobietki z kategorii „gold diggers”, rycząc ze śmiechu czynili zakłady, która z tych dwóch byłych tancerek zdradza większy talent w grabieniu wszelkich dóbr pod siebie. Billy dawał zaszczytne pierwszeństwo swej żonie, gdyż ostatnio podejrzliwie potraktowała szczerą radę teścia, by skorzystała z pomocy jego księgowych w lokowaniu jej zasobów. Nieufna i węsząca wszędzie spisek na jej pieniądze, zapisała się na kursy ekonomiczne w Baruch College, by osobiście podejmować decyzje o inwestowaniu.
Jakby w zamiarze odwdzięczenia się za przyjęcie do klanu, Ann wydała na świat dwóch udanych kontynuatorów rodowego nazwiska. W lipcu 1944 roku urodził się William III, znany jako Woody, przyszły dziennikarz i polityk. Trzy lata później, w styczniu 1947 roku, przyszedł na świat James, przyszły weteran wojny w Wietnamie, a następnie hipis i niebezpieczny narkoman. Narodzinom obu chłopców towarzyszył zrozumiały entuzjazm rodziców i dziadków.
Pokładano w nich ogromne nadzieje, lecz nikt nie był przecież w stanie przewidzieć, jak okrutny czeka ich los.
Niebezpieczna misja
Jesienią 1955 roku Ann i Billy weszli w trzynasty rok małżeństwa, którym byli już bardziej niż zmęczeni. Ann miała 40 lat, Billy 35.
Przez te trzynaście lat osiągnęli szczyty materialnego dostatku. Leniwy z natury Billy z początku nie kwapił się do kupowania nieruchomości. W domu rodziców na Manhattanie mieli swoje piętro. Gdy Elsie, źle znosząca dzieci plączące się jej pod nogami, po przyjściu na świat drugiego chłopca wreszcie wymówiła im wspólne zamieszkiwanie, kupili pięciopiętrowy dom na 73. Wschodniej Ulicy. Mieli kamerdynera, guwernantkę opiekującą się chłopcami, kucharkę oraz pokojówkę, zajętą niemal wyłącznie usługiwaniem Ann. Później Elsie obrzydziła im wakacyjne pobyty w jej posiadłości na Long Island, znowu skarżąc się na dokuczliwą obecność kilkuletnich wnuczków. Nie pozostało im nic innego, jak tylko rozejrzeć się po rynku. Wiosną 1951 roku znaleźli na Long Island piękną, lecz strasznie zapuszczoną posiadłość zwaną Playhouse, w której cztery lata później Billy pożegnał się z tym światem.