Artur W. ma trzydzieści dziewięć lat, przyzwoite dochody i udaną rodzinę. Byłby człowiekiem bardzo szczęśliwym, gdyby nie młodszy brat Tomek…
27 listopada 2017
Podobnie jak wiele innych rodzin, które dotyka takie nieszczęście, Artur długo nie chciał nazywać brata narkomanem. A gdy to pojął, starał się bardzo pomóc Tomkowi w leczeniu uzależnienia.
Niestety – Tomek nie chciał się leczyć i jedynym jego zmartwieniem było skąd wziąć pieniądze na „towar”. Cynicznie wykorzystywał fakt, że był ulubieńcem swoich najbliższych, którzy długo nie potrafili spojrzeć prawdzie w oczy.
Pieszczoszek mamusi
Tomek R. był dzieckiem z drugiego małżeństwa matki i między nim a Arturem była duża różnica wieku. Matka chłopców nie miała łatwego życia ani szczęścia do mężczyzn. Ojciec Artura zginął w katastrofie pociągu, a jej drugi mąż nie był dobrym człowiekiem. Artur bardzo się bał ojczyma, gdyż przybrany ojciec często chwytał za pas, aby, jak mówił, nauczyć chłopaka rozumu.
Artur miał dwanaście lat i matka liczyła na to, że obecność mężczyzny w domu pomoże jej w opanowaniu rozbrykanego smarkacza. Nie uczył się dobrze i od książek znacznie bardziej wolał kopać piłkę albo pływać na starych gliniankach za miastem. Lecz ojczym zabrał się do prostowania charakteru chłopaka we właściwy sobie sposób, czyli używając pasa. Zbił go kilka razy dotkliwie pod nieobecność mamy, a ta gdy spostrzegła sińce na plecach i nogach chłopca rozgniewała się na męża.
– Nigdy więcej nie bij Artura, jeśli chcesz pozostać w tym domu! – powiedziała podniesionym i drżącym ze wzburzenia głosem.
Czas jakiś był spokój, gdy jednak ojczym uderzył Artura pięścią w oko matka wyrzuciła go z domu. Ale do rozwodu nie doszło. Po kilku miesiącach ojczym uprosił matkę by mu wybaczyła.
Nie byli jednak dobrym małżeństwem i ostatecznie rozwiedli się, chociaż matka Artura była w tym czasie w ciąży. Jej były mąż nachodził ją jeszcze kilka razy po przyjściu na świat Tomka, ostatecznie rodzina uwolniła się od jego twardej ręki i pijackich awantur.
Tomek był oczkiem w głowie matki i brata. Była między nimi różnica szesnastu lat, więc prawie dorosły brat od początku czuł się odpowiedzialny za młodszego. Ponieważ matka harowała do wieczora w sklepie, młodszemu braciszkowi Artur zastępował ojca. Do książek nadal go nie ciągnęło, edukację zakończył na zawodówce, ale w roli opiekuna małego Tomka spisywał się doskonale.
W domu się nie przelewało, bo matka zarabiała marnie, ale chociaż odmawiała sobie wielu rzeczy, ona i Artur rozpieszczali Tomka ogromnie i spełniali wszystkie jego zachcianki.
W rodzinie polepszyło się jednak, gdy Artur po skończeniu zawodówki poszedł do pracy w warsztacie samochodowym. Lubił samochody i dłubanie przy nich było dla niego przyjemnością. Właściciel warsztatu miał w nim najlepszego pracownika i wykorzystywał go maksymalnie. Z liczeniem nadgodzin miał jednak zawsze jakieś kłopoty i nigdy nie płacił chłopakowi tyle, ile powinien.
Artur poniewczasie pożałował, że nie chciał się dalej uczyć. Często więc wbijał Tomkowi do głowy, jak ważna jest nauka i wykształcenie. Tomek na szczęście uczył się doskonale. Już w trzeciej klasie podstawówki przepadał za czytaniem książek, a przy odrabianiu lekcji nie potrzebował niczyjej pomocy.
Dumny z brata Artur po każdej wywiadówce zabierał Tomka na lody i kupował mu jakiś prezent. Świadectwa z czerwonym paskiem napawały go taką dumą, jakbym to on sam miał te piątki.
Wokół przyszłości Tomka koncentrowały się marzenia matki i starszego brata. Często rozmawiali o tym, że Tomuś po maturze pójdzie na studia i zastanawiali się, kim będzie, gdy dorośnie. Matka chciała, by został lekarzem, Artur uważał, że z taką głową do matematyki i znakomitą pamięcią Tomek mógłby zostać nawet profesorem.
Spełnione marzenia
Gdy Artur ożenił się i został ojcem, jego uczucia do Tomka nie zmieniły się ani trochę. Tomek nadal korzystał z hojności brata. Nie było to łatwe, bo z roku na rok potrzeby Tomka rosły. Jeszcze większe wydatki czekały Artura, gdy brat rozpoczął studia inżynierskie i wyjechał z małego miasteczka do Wrocławia. Początkowo nic nie wskazywało na to, że Tomka bardziej niż nauka zajmuje korzystanie ze studenckich uciech. Zamieszkał w akademiku, a chociaż kontakty braci się rozluźniły, często dzwonili do siebie. Na pierwszym roku Tomek przyjeżdżał co tydzień, ale już na drugim roku studiów nie pojawiał się w domu prawie wcale.
Matka niepokoiła się z tego powodu.
– Może pojechałbyś do Tomka i sprawdził, czy wszystko w porządku? Nie było go już dwa miesiące – prosiła Artura.
– Mamo, Tomek to dorosły facet! Chcesz, by się z niego w akademiku śmiali? Zadzwonię do niego – uspokajał Artur, chociaż był zły na brata z powodu długiego milczenia.
Wreszcie Tomek przyjechał do rodziny. I okropnie narzekał na akademik.
– Taki tam hałas i ruch, że nie można się uczyć.
– No, to trzeba wynająć jakiś pokój. Nauka jest najważniejsza.
– Ale to by dużo kosztowało.
– O to się smyku nie martw. Znajdź sobie spokojny kąt, a ja będę ci dawał kasę – postanowił Artur.
Kawalerka, jaką po dwóch tygodniach znalazł Tomek była znacznie droższa, niż spodziewał się Artur. Nie był tym zachwycony, a i jego ślubna żona kręciła nosem na taki wydatek.
– Tysiąc złotych za pokój? Tomek chyba przesadza! Powiedz mu, by znalazł coś tańszego!
– Tomek mówił, że w środku roku akademickiego trudno o tańszy pokój. A ta kawalerka jest super, blisko uniwersytetu i biblioteki.