Bez skrupułów zamordował jedyną osobę, która wyciągnęła do niego rękę, która go wspierała i chciała wyrwać z nałogu.
7 lutego 2018
W kwietniu 2008 roku na terenie diecezji kieleckiej trwała peregrynacja Obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej. Religijne uroczystości odbywały się w wielu miejscowościach, do których przyjechali sprzedawcy dewocjonaliów z całej Polski. Także ponad sześćdziesięcioletni Ignacy W. postanowił wykorzystać ten sprzyjający czas do rozstawiania swojego niedużego kramu ze świętymi obrazkami, krzyżami i łańcuszkami. Jak zwykle w pracy pomagała mu żona Ewa oraz synowie.
Rodzina wynajęła dwa pokoje we wsi w pensjonacie koło Kazimierzy Wielkiej. Codziennie rano Ignacy W. wraz żoną i synami, wyruszali do miejscowości, w której przebywał Święty Obraz. Żmudnie rozstawiali swój kram przy kościele, a wieczorem z powrotem pakowali do auta i wracali do hotelu. Po kilku dniach takiego wędrownego życia okazało się, że teściowa Ignacego W. zachorowała. Kobieta była już w podeszłym wieku i rodzina obawiała się o jej życie. Po krótkiej naradzie Ewa W. postanowiła wraz z synami wracać do domu.
– Jak ty sobie poradzisz sam? – martwiła się Ewa W. o męża, który nie był już najmłodszy, a w dodatku miał problemy ze zdrowiem. Poza tym nie lubił prowadzić samochodu.
– Słyszałem, że ci nasi znajomi handlarze ze Śląska szukali przez ogłoszenie w prasie pracownika sezonowego. Podobno zgłosił się jeden, ale go nie zatrudnili. Może ja go wezmę – zaproponował Ignacy W.
– Tylko sprawdź, co to za mężczyzna. Nie bądź taki łatwowierny jak zwykle. Jesteś coraz starszy, wozisz ze sobą utarg z kilku dni. Uważaj na siebie – ostrzegała żona.
Pracownik z ogłoszenia
Zaraz po wyjeździe żony i synów Ignacy W. odwiedził zaprzyjaźnione małżeństwo handlarzy dewocjonaliów ze Śląska. Mieszkali w tym samym hotelu.
– Alu, podobno dałaś ogłoszenie, że szukasz pracownika do pomocy w handlu. I co? – dopytywał znajomą.
Kobieta mocno się skrzywiła i zniechęcona pokręciła głową.
– Zgłosił się jakiś obdartus. Pijaczyna bez pojęcia. Wyraźnie zaznaczyłam w ogłoszeniu, że szukam kierowcy, a ten przyszedł na rozmowę „wczorajszy”. Nawet się nie ogolił. Pogoniłam go od razu. I miałam rację. Widziałam, że dziś od rana pije piwo przy sklepie. Ludzie w ogóle nie szanują pracy – ze złością mówiła Alicja C.
Ignacy W. lubił sam ocenić ludzi. Dziarskim krokiem pomaszerował do sklepu. Na ławce wygrzewał się w kwietniowym słońcu szczupły, a właściwie kościsty mężczyzna.
Jego wiek trudno było określić, bowiem na jego pooranej zmarszczkami twarzy, swój ślad zostawił alkohol.
Sprzedawca przysiadł do nieznajomego, przedstawił się i nieukrywając wyjawił, że poszukuje pracownika do pomocy przy rozstawianiu stoiska oraz jeżdżeniu po okolicznych wioskach.
– Masz prawo jazdy? – bez zbytnich ceregieli zapytał Ignacy nowopoznanego mężczyznę. Równocześnie przyglądał się mu bacznie.
– Mam – nieznajomy nie był rozmowny.
Ale to właśnie spodobało się starszemu mężczyźnie. Wbrew niepochlebnej opinii znajomej postanowił zatrudnić nieznajomego.
– Dam ci pracę. Widzę, że dziś piłeś, ale jeśli chcesz możesz zacząć od jutra – zaproponował.
– Dobra. Jestem Roman J. Mogę robić wszystko, co chcesz. Kierowcą jestem dobrym. Jak się umówimy z kasą i w ogóle? – Romanowi J. trochę plątał się język.
Ignacy W. kolejny raz uważnie przyjrzał się Romanowi J. Jakby kalkulował, na ile może mu zaufać. W końcu uśmiechnął się i przyjacielsko poklepał nowego pracownika po ramieniu.
– Mam wolne miejsce w hotelowym pokoju, bo moja żona musiała wyjechać. Zamieszkasz ze mną. Ja będę płacił za hotel. Twoja pensja to 1000 złotych na rękę. Zgoda? – wyciągnął rękę do Romana J.
– Zgoda. Od jutra biorę się do pracy u ciebie – Roman J. mocno ścisnął rękę pracodawcy.
Po tej rozmowie obaj mężczyźni poszli do hotelu. Okazało się, że Roman J. nie ma z sobą nawet przyborów do golenia.
– To jak chcesz taki nieogolony sprzedawać przy kościele święte obrazki? Ludzi mi odstraszysz od straganu. Kup sobie maszynkę do golenia i jakieś mydło – nakazał pracodawca.
Roman J. skrzywił się nieznacznie. Po czym sięgnął ręką do kieszeni spodni. Wyciągnął kilka drobnych monet. Przeliczył je mrucząc z cicha pod nosem.
– Mam niecałe dwa złote. Chyba mi nie wystarczy – przyznał zażenowany.
– To się porządnie spłukałeś! Czekaj, pójdziemy razem do sklepu. Kupię ci najpotrzebniejsze rzeczy – znów dobrotliwie poklepał Romana J. po ramieniu.
W wiejskim sklepie kupili maszynkę do golenia i kosmetyki. Ignacy W. poprosił sprzedawczynię również o zapakowanie dwóch T-shirtów.
– Musisz schludnie wyglądać. Nie jak jakiś lump – tłumaczył nowemu pracownikowi, gdy ten żachnął się, po co taki zbyteczny wydatek.
W hotelu nakazał Romanowi J., aby wykapał się i ogolił. W tym czasie sam przygotował skromne kanapki i herbatę. Po posiłku obaj położyli się spać.
– Musimy się wyspać. Wstajemy o świcie, żeby zdążyć rozłożyć stoisko przed poranną mszą. Śpij spokojnie, obudzę cię rano – tłumaczył.