Mafia odcisnęła piętno na wielu lokalach gastronomicznych w stolicy. Czy wiesz co działo się w „mafijnych knajpach”?
27 grudnia 2017
Lata 90. to bez wątpienia mafijne porachunki, spektakularne egzekucje, strzelaniny i wybuchy w ramach wyrównywania porachunków. 30 marca 1994 roku, po godzinie 12, ulicą Meksykańską na Saskiej Kępie wstrząsnęła eksplozja. Najbardziej ucierpiał budynek Multi pubu. Na szczęście obyło się bez ofiar śmiertelnych. Kto i dlaczego chciał wysadzić w powietrze knajpę?
Wcześniej w tym miejscu mieściły się bary i kawiarnia Pokusa. Od 1992 roku lokal stał się własnością Wojciecha Paradowskiego, powiązanego z mafią pruszkowską. Jak nietrudno się domyślić, „Pruszków” polubił to miejsce. Mafiosi spotykali się tam regularnie na śniadaniach, snuli plany i uzgadniali szczegóły najbliższych akcji. Menu oferowało np. piwo za 16 tysięcy złotych czy hamburgera za 22 tysiące złotych. Stawki te nie były dla gości lokalu żadnym problemem.
30 marca w knajpie miał pojawić się „Pershing” (lider pruszkowskiego gangu) i podobno to on był celem zamachu. Ostatecznie jednak nie pojawił się, a czyhający na niego zostali zmyleni, bo jeden z gangsterów przyjechał na spotkanie samochodem „Pershinga”. Bombę podłożono w przewodzie wentylacyjnym. Kiedy wybuchła, na głowy gangsterów grających w bilard zawalił się sufit. Za zamach podobno odpowiedzialny miał być Wojciech K. pseudonim „Kiełbasa”. Kilkudziesięcioosobowa grupa pod kierownictwem właśnie „Kiełbasy” i „Masy” wpadła na pomysł, aby zamiast napadać na hurtownie alkoholu i papierosów, zacząć napadać na tiry, które wiozły pochodzący z przemytu towar. Podobno do swojego pomysłu mafijnych bossów przekonywali słowami: Czy wyobrażacie sobie, żeby okradzeni przez nas zgłosili to na policję?