Po godzinie dziesiątej powrócił tu również Włodzimierz W. Nie zabrał się jednak do pracy tłumacząc to faktem oczekiwania na pieniądze, jakie rzekomo był mu winien zatrudniający go Janusz M. Gospodarza nie było w obejściu, więc czas oczekiwania na jego przybycie postanowił sobie skrócić drzemką w prowizorycznym kantorku.

Około godziny 10.30 Paweł K. wszedł do kotłowni dorzucić trochę koksu do pieca. Kiedy wyszedł z pomieszczenia po kwadransie zobaczył wychodzących  z zabudowań Adriana i Dariusza

Adrian miał całą twarz we krwi, zaś Darek trzymał w prawej ręce nóż – zeznał podczas przesłuchania w prokuraturze. – Nóż i ręka Darka także były całe we krwi. Oni mnie zauważyli, jak tylko wyszedłem  zza rogu tego budynku. Byłem trochę zaskoczony ich reakcją: ani nie przyspieszyli kroku, nie sprawiali wrażenia zdenerwowania z faktu, że zobaczyłem ich w tak dziwnych okolicznościach. W dalszym ciągu szli normalnie w kierunku miejsca zamieszkania. Ja przez chwilę stałem i patrzyłem za nimi.

Zastanawiałem się, dlaczego są cali umazani we krwi. Usłyszałem też, jak Darek mówił do Adriana: „frajer za darmo wódki się napił”.

Gdy doszli już do swojego domu, spojrzałem w kierunku drzwi wejściowych do mieszkania, w którym mieszkam. Zobaczyłem że na wznak, w kierunku drzwi wejściowych, leżał Włodzimierz, ten z którym dopiero od dziś miałem razem pracować. Miał rozpruty brzuch, a jego wnętrzności leżały obok z lewej strony. Kiedy do niego podszedłem on jeszcze żył. Nie miałem co do tego żadnych wątpliwości bo ciężko oddychał, a właściwie to tak dziwnie charczał. Była przy nim olbrzymia kałuża krwi. W pewnym momencie zrobiło mi się słabo, bałem się, że dostanę torsji, musiałem stamtąd odejść…

 

Druga wersja zdarzeń

Trochę inaczej opowiadają o wydarzeniach tamtego tragicznego marcowego poranka Adrian i Dariusz. Z ich relacji wynika, że Włodzimierz W. przyszedł do nich przed godziną dziewiątą. Powiedział, że jest chory. Poczęstowali go wódką, którą zresztą sam przyniósł. Bogdan po pierwszym kieliszku zwymiotował. Namówiony przez kompanów wypił jeszcze jeden kieliszek, po czym zasnął. Kiedy się ocknął i zaczął coś nieskładnie mamrotać, Adrian i Dariusz kazali mu opuścić mieszkanie i umówili się na następne spotkanie za jakieś trzy godziny.

Po pół godzinie od wyjścia Włodzimierza, również dwaj mieszkańcy starej  czynszowej kamienicy opuścili mieszkanie. Obaj twierdzą, że zamierzali pospacerować tylko na ulicy, by się trochę przewietrzyć. Kiedy przechodzili obok działki, na której miał pracować Włodzimierz W. zobaczyli krzątającego się na podwórku Pawła K. Spytali go, czy jest „Siwy” (bo taką ksywę miał wśród znajomych). Rzeczywiście był, odpoczywał, a raczej trzeźwiał po rannej libacji. Poprosili Pawła K. by zawołał ich kompana. Mężczyzna wolał z nimi nie dyskutować, szybko spełnił ich prośbę.

– Co to, k…, człowiek nie może nawet spokojnie pospać – retorycznie zapytał kompanów Włodzimierz W. ostentacyjnie ziewając, kiedy do nich podchodził. Jednocześnie – trudno powiedzieć, czy niechcący, czy też celowo – uderzył lekko Dariusza E. w ramię. Ten na szczęście nie zareagował na zaczepkę.

Słuchaj „Siwy” albo wódka wypaliła ci mózg, albo starzejesz się i masz zaniki pamięci bo przecież miałeś pojechać obejrzeć tę budowę u mojego znajomego w Nadarzynie (jedna z podwarszawskich miejscowości – dop. red).

– Co ty, wielki pracodawca jesteś!? – ironicznie zaśmiał się Włodzimierz i ponownie uderzył E. tym razem zamkniętą dłonią w klatkę piersiową. Uderzenie było silniejsze bo mężczyzna odchylił się do tyłu. Musiał się chyba bardzo tym zdenerwować…

 

Jeszcze was pogonię…

Do dzisiaj trudno zrozumieć rozwój wydarzeń w ciągu kolejnych kilkunastu sekund. Wedle relacji Dariusza E., chwilę po niespodziewanie zadanym ciosie schylił się po leżący pod nogami 20-centymetrowej długości kawałek blachy o ostro ściętym zakończeniu. Wziął ją w rękę i ze złości uderzył „Siwego” w brzuch. Wedle relacji E. Włodzimierzowi W. nie mogło stać się nic złego, bowiem kiedy opuszczali posesję Włodek odwrócił się, odszedł w stronę budynku i jeszcze na odchodnym zagroził im „k…, złapię jakiegoś rympała to was jeszcze pogonię”. Widząc, że dalsza rozmowa nie ma sensu, Adrian i Dariusz odeszli do swojego mieszkania. Czy mogli nie zauważyć rany, jaką zadali swojemu kumplowi?!

Lekarz, który przed godziną jedenastą pojawił się w obejściu Pawła K., mógł jedynie stwierdzić zgon Włodzimierza W. Medyk nie miał wątpliwości, że nie była to śmierć z przyczyn naturalnych, dlatego zgodnie z przepisami powiadomił policję o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Dochodzeniowcy w tej sprawie też nie mieli zbyt wiele pracy. Niemal od razu było pewne, że Dariusz E. i Adrian B. mają związek ze śmiercią pana W. Kiedy kilka godzin później policjanci zapukali do ich mieszkania, zastali lokatorów w głębokim śnie. Tego samego dnia, decyzją prokuratora obaj mężczyźni zostali tymczasowo aresztowani. Musieli kilkanaście godzin trzeźwieć, zanim można było ich pierwszy raz przesłuchać.

Śledztwo w sprawie zabójstwa Włodzimierza W. nie było nadzwyczaj skomplikowane. Nie było problemów z ustaleniem sprawcy, który zresztą nie mataczył podczas dochodzenia, trochę więcej czasu zajęło ustalenie motywu, którego zresztą nie było. Po prostu zabił człowieka bez żadnego racjonalnego powodu.

Okazało się, że sprawcą śmierci jest jedynie Dariusz E. Jemu też po kilku miesiącach prokurator przedstawił zarzut iż „działając w zamiarze pozbawienia życia uderzył w brzuch Włodzimierza W. powodując głęboką ranę kłutą jamy brzusznej, w wyniku czego doszło do masywnego krwotoku wewnętrznego, który spowodował zgon poszkodowanego”.

Sprawca tragicznego zdarzenia zameldowany był wprawdzie w odległym o ponad dwieście kilometrów Toruniu, ale od ponad trzech lat mieszkał na warszawskim Okęciu razem z Adrianem B. Przyjechał do stolicy w poszukiwaniu pracy, ale niespecjalnie jej szukał. Chwytał się różnych dorywczych zajęć, ale nigdzie nie zagrzał dłużej miejsca. Zresztą jeśli nawet zarobił jakieś większe pieniądze nic nie udało mu się na dłużej odłożyć bo niemal wszystko przepijał. Żył z dnia na dzień, nie martwił się o to, co będzie jutro, nie miał żadnych planów na przyszłość. Można odnieść wrażenie, że życie przeciekało mu przez palce. Trudno się może temu dziwić, bo jego życie nie należało do najłatwiejszych i nigdy nie było usłane różami.

< 1 2 3>

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]