Kat i ofiara rozmawiali ze sobą kilka razy w życiu. Nie było między nimi żadnych konfliktów. Nadmiar spożytego alkoholu doprowadził do tragedii
3 stycznia 2018

Jako szesnastoletni chłopak, jeszcze przed ukończeniem szkoły podstawowej w rodzinnym Toruniu, wyjechał do kuzynów na Śląsku by rozpocząć samodzielne życie i podjąć pierwszą pracę w warsztacie samochodowym jako pomocnik do wszystkiego. Dwa lata później zatrudnił się w jednej z tamtejszych hut, a przy okazji systemem zaocznym udało mu się ukończyć podstawówkę. Na południu Polski nie zagrzał jednak dłużej miejsca. Nosiło go po całym kraju. Imał się głównie prac budowlanych. Nigdy się nie ożenił, bo jak mówił w śledztwie „przez to ciągłe zmienianie miejsca zamieszkania nie zdążył znaleźć sobie ukochanej kobiety. One zresztą nie chciały na niego nawet spojrzeć, bo nie był zbyt zamożny, a bez zasobnego portfela trudno poderwać atrakcyjną dziewczynę. Najpierw mieszkał w wynajmowanych kwaterach, potem kątem u nowo poznanych znajomych, z czasem poznał również smak noclegowni w różnych regionach kraju.
Dariusz E. w rzeczywistości pozostawał w stanie kawalerskim z trochę innego powodu. Nie znalazł żadnej kobiety… bo niespecjalnie jej szukał. Zresztą która kobieta byłaby zainteresowana mężczyzną, dla którego najważniejszą miłością życia była butelka taniej gorzały?! Alkohol, o ile dobrze pamięta, pił od czternastego roku życia. Próbował chyba wszystkiego: wódka, piwo, tanie wina, różne domowe wynalazki… Od tamtej pory często pijał ciągami, często miewał luki pamięciowe. Po alkoholu stawał się agresywny. Wódka była też przyczyną ośmiu wyroków sądowych. Wszystkie z tego samego powodu – udział w bójkach lub chuligaństwo. Pierwszy z nich otrzymał w wieku dwudziestu lat. Biorąc pod uwagę jego dotychczasową niekaralność, był to wyrok w zawieszeniu. W siedmiu pozostałych przypadkach Temida nie była już tak pobłażliwa i E. wędrował za kratki. Łącznie, po drugiej stronie muru spędził ponad dziesięć lat… i jak widać resocjalizacja w jego przypadku nie przyniosła spodziewanego efektu!
Delirium
Przez prawie cztery miesiące przed tragicznym marcowym przedpołudniem nie pił w ogóle wódki. Pechowo się złożyło, że trzy dni przez zabójstwem po raz kolejny w swoim życiu wpadł w pijacki ciąg. Wraz z Adrianem od kilkudziesięciu godzin non-stop pili i spali, spali i pili. Raczej nie było szansy, aby w tym czasie był trzeźwy.
Po trzech dniach nie mógł już pić. Coraz częściej dawała mu się we znaki chora wątroba: źle się czuł, wymiotował, miał nudności. Tym razem miał wrażenie, że wszystkie te objawy dały o sobie znać jednocześnie ze zdwojoną siłą. I właśnie wtedy rano odwiedził ich na swoje nieszczęście Włodzimierz W.
Podczas przesłuchań zabójca zapewniał, że niewiele pamięta z tragicznych wydarzeń. Trudno powiedzieć, czy to specyficzna forma obrony, czy też rzeczywiście niewiele zostało mu w pamięci z powodu nadmiaru spożytego wcześniej alkoholu…
– Jak przez mgłę pamiętam, że piliśmy razem wódkę, potem poszliśmy na spacer, doszło do jakiejś scysji z Włodkiem – wyjaśniał w trakcie przesłuchania w prokuraturze. – Nie wiem nawet, o co wtedy poszło. W pewnym momencie pchnąłem go w brzuch kawałkiem ostro zakończonej blachy. Nie chciałem go zabić, to był nieszczęśliwy wypadek. Działałem trochę jak automat nie przewidując konsekwencji swojego postępowania. Tak właściwie to nie potrafię podać żadnego racjonalnego powodu zabójstwa. Wszystko chyba z powodu chwilowego zaćmienia umysłu. Po prostu nie panowałem nad tym, co robię.
Zarówno prokurator, jak i policjanci wielokrotnie próbowali ustalić motywy oskarżonego. Nie na wiele to się zdało, gdyż Dariusz E. nie potrafił powiedzieć skąd tamtego dnia w jego zachowaniu było tak wiele agresji: – ja do niego nic nie miałem, nic nie był mi winien”. Raczej nikt nie podważał wiarygodności jego twierdzeń. Kat i ofiara rozmawiali ze sobą tylko kilka razy na przestrzeni ostatnich lat, głównie na temat pracy na budowie. Nie byli ze sobą skonfliktowani, nigdy jeden drugiemu nie wszedł w drogę. Na pewno nie było między nimi żadnych waśni, zatargów, czy porachunków. Mimo to zginął człowiek. Można zaryzykować twierdzenie, że zupełnie bez powodu. Kolejna bezsensowna, nagła śmierć. Śmierć całkiem bez powodu!
Biegli psychiatrzy stwierdzili, ze Dariusz E. w chwili popełnienia czynu znajdował się w stanie znacznego upojenia alkoholowego, które mogło w pewnym stopniu zniekształcać odbiór i interpretację zaistniałego konfliktu z poszkodowanym oraz wywołać impulsywną, słabo kontrolowaną reakcję agresji. Ale nawet to nie mogło wytłumaczyć zachowania tamtego marcowego poranka.
Sąd Wojewódzki w Warszawie skazał Dariusza E. na karę 15 lat pozbawienia wolności. Wyrok jest prawomocny. I pomyśleć, że nie doszłoby do tej zbrodni, gdyby nie nadmiar alkoholu spożytego tamtego tragicznego marcowego poranka. Wszystko przez chwilowe zaćmienie umysłu.
Halina Głowacka
Imiona i pierwsze litery nazwisk, oraz niektóre szczegóły, zostały zmienione.