„Cierpliwością i pracą ludzie się bogacą” – mówi stare polskie przysłowie. Rodzina N. z małej miejscowości pod Krakowem znalazła inny, szybszy sposób
4 lutego 2019
Była nim kradzież. W kręgu zainteresowań złodziejskiej familii nie były jednak pospolite dobra, jak pieniądze, biżuteria czy sprzęt RTV, które najczęściej trafiają w ręce rabusiów. „Skarby”, jakie zgromadzili przez miesiące swojej przestępczej działalności, zaskoczyły nawet bardzo doświadczonych w tej materii policjantów.
Kolejny chłodny październikowy wieczór Janusz N. wraz z żoną Wandą, spędzali w domu przed telewizorem. Oferta programowa na poszczególnych kanałach nie należała tego dnia do nazbyt ciekawych, dlatego zdecydowali się na obejrzenie znanego im filmu akcji. Wanda N. jednak krótko wytrzymała przed telewizorem.
– Nie chce mi się już tego oglądać… Zmęczona jestem, idę się wykąpać i spać – powiedziała małżonka, wstając z fotela.
– Jak tam chcesz… Mnie to nawet trochę wciągnęło – odpowiedział Janusz, otwierając na kanapie kolejne piwo.
Świątynia dumania
Niedługo później mężczyzna zerwał się sprzed telewizora i – jak często bywa podczas seansów zakrapianych alkoholem – gnany potrzebą fizjologiczną pospieszył do toalety.
– Wanda, otwórz! – krzyknął, gdy okazało się, że drzwi do łazienki są zamknięte. – Otwórz, to naprawdę pilna sprawa!
– Chłopie, w wannie leżę, w pianie, nie wyjdę teraz cała mokra… – oznajmiła kobieta.
– To po co się w ogóle zamykałaś?! Otwórz, bo już nie wytrzymam! – irytował się Janusz.
– Mówię ci, że nie mogę, bo leżę w wannie. Idź za stodołę, co za problem? – zakończyła rozmowę małżonka.
Nie było innego wyjścia. Mężczyzna, mimo nieprzyjemnej, jesiennej aury, w pośpiechu narzucił na siebie kurtkę i w klapkach pobiegł za dom. Traf chciał, że gdy wracał potknął się i upadł w błoto na podwórku.
– Boże, a tobie co się stało?! – przestraszyła się Wanda N. się na widok ubłoconego małżonka. Właśnie wyszła z łazienki i wycierała się po kąpieli.
Zirytowany Janusz N. tylko zacisnął ze złości zęby.
– Jedna łazienka na cały dom to stanowczo za mało! – stwierdził, a w głowie już zrodził mu się niecny plan.
Następnego dnia, gdy zapadł zmrok, Janusz N. wsiadł do swojego traktora z przyczepką i ruszył przed siebie. Zatrzymał się kawałek za wsią, przy trasie przelotowej, gdzie rozpoczynała się budowa supermarketu. O tej porze nie było tam już nikogo, ale tuż przy ogrodzeniu stało coś, co przykuło uwagę mężczyzny, szczególnie po wydarzeniach minionego wieczora. Były to dwie błękitne, eleganckie, przenośne toalety.
– No to sprawimy sobie jeszcze jeden kibel. I będzie po kłopocie! – ucieszył się.
Jak postanowił, tak zrobił. Podjechał maksymalnie blisko toalety, po czym wciągnął ją na przyczepkę. Początkowo planował wziąć tylko jedną kabinę, ale skoro druga była w zasięgu ręki, to czemu nie…
Po powrocie do domu ustawił przenośne toalety w głębi podwórka, przy stodole, poza zasięgiem wzroku sąsiadów czy przechodniów. Od tego czasu odwiedzał je często i regularnie, traktując jako swoją prywatną świątynię dumania.
Słodki prezent
W listopadzie przypadały urodziny Wandy. Janusz od kilku dni zachodził w głowę, jaki prezent sprawić swojej małżonce. Kolejne perfumy, czy kwiaty, wydawały mu się zbyt banalne. Główkował, kombinował, odtwarzał z pamięci rozmowy, w których mówiła coś o swoich potrzebach.
Eureka! – doznał nagle olśnienia podczas śniadania, gdy żona smarowała mu chleb smalcem.
Rankiem, w dniu urodzin, obudziło Wandę dobiegające zza okna intensywne bzyczenie.
– Niespodzianka! – oznajmił zadowolony z siebie Janusz, pokazując jubilatce… cztery ustawione pod domem ule.
Wokół każdego z nich kłębiły się pszczoły. Jeden z uli owinięty był nawet czerwoną, elegancką wstążeczką.
– Czyś ty na dobre oszalał!? – Wanda nie kryła zaskoczenia zaistniałą sytuacją.
– Ależ Wandziu, to specjalnie dla ciebie! – argumentował Janusz. – Niedawno narzekałaś na ten kupny miód ze sklepu, że na pewno jakiejś chemii do niego dodają. Że lepiej byłoby mieć taki swój, zdrowy, z pasieki. No to proszę! Teraz będziesz miała miód zawsze na wyciągnięcie ręki!
Małżonka nie mogła oprzeć się takim argumentom. Przyjęła urodzinowy prezent.
Marzenia o zagajniku
Małopolska policja otrzymała zgłoszenia o kradzieży, zarówno przenośnych toalet, jak i uli. Wszczęte zostało postępowanie, przesłuchano poszkodowanych, zabezpieczono wszelkie możliwe ślady, ale jak na razie nie udało się wpaść na trop złodziei.
Wydawało się, że kradzież uszła Januszowi N. na sucho, co zachęciło go do dalszych akcji już nie tylko jego samego…
– Janusz, trzeba by wreszcie czymś obsadzić ten kawałek pustej ziemi za domem. Marzy mi się tam mały zagajnik… – wyznała pewnego dnia Wanda. – Widziałam w ogrodniczym takie ładne krzaczki. Ale były bardzo drogie. Masz jakiś pomysł? – zagaiła rozmowę, jasno sugerując zdobycie drzewek, niekoniecznie drogą kupna.
Męża nie trzeba było długo namawiać. Tym razem wspólnie z małżonką wybrał się traktorem do sklepu ogrodniczego. Ruszyli wieczorem, po zmroku, gdy drzwi sklepu były zamknięte na cztery spusty.