Trafili za to na „otwarty” płot, na który Janusz wgramolił się, a następnie z drugiej jego strony podawał stojącej na czatach żonie zielone „fanty”. Za jednym zamachem małżeństwo zagrabiło 90 sadzonek krzewów tui.

Kolejne przestępstwa uchodziły sprawcom na sucho, co tylko ich motywowało do następnych kradzieży. Łatwość, z jakąś przychodziło państwu N. zdobywanie poszczególnych przedmiotów, mogła doprowadzić sprawców do tzw. patologicznej kradzieży. To niemożności powstrzymania się przed przestępstwem, już nawet nie dla samej chęci zysku, ale dla satysfakcji po dokonaniu kradzieży mienia, które wydawało się bardzo trudne do przywłaszczenia, jak np. ule z pszczołami – oceniał psycholog analizujący sprawę.

 

Będziesz prawdziwym gospodarzem

Wraz z Wandą do rodzinnej szajki dołączył wkrótce także 25-letni syn, Krzysztof.

Synek, zrobię z ciebie prawdziwego gospodarza! – oznajmił pewnego dnia Janusz przy obiedzie. – A porządny gospodarz musi mieć porządne maszyny! Jutro pomożesz ojcu załatwić to i owo – zdecydował, pałaszując kotleta.

Rolnik zlokalizował w sąsiedniej miejscowości nowoczesną przetrząsarkę do siana, zaparkowaną pod jednym z gospodarstw. Postanowił razem z synem ukraść ją, a następnie ukryć przez kilka miesięcy na swoim podwórku.

 

Gdy wszyscy o sprawie zapomną, my przemalujemy sprzęt, tak że będzie nie do poznania. W ten sposób będziemy poza podejrzeniem, nikt niczego się nie domyśli – snuł plany Janusz.

Wkrótce rodzinna kolekcja „skarbów” powiększyła się o trzy maszyny rolnicze, zdobyte przez ojca wespół z synem. Teraz już każdy członek familii N. miał na swoim koncie kradzieże z włamaniem.

W jaki sposób Januszowi udało się wciągnąć całą rodzinę w ten przestępczy proceder? Zdaniem psychologów działała tu jedna z zasad wpływu społecznego – reguła autorytetu.

Kradzieże rozpoczęły się od głowy rodziny, pana Janusza. Zachowanie mężczyzny będącego mężem i ojcem, bliscy członkowie rodziny zawsze są skłonni powielać i naśladować, traktując jego osobę jako autorytet. Być może, gdyby ojciec przyłapał syna na kradzieży, skończyłoby się na ukaraniu dziecka. W sytuacji odwrotnej mamy syna, który obserwuje ojca dokonującego kradzieży, jest pod wrażeniem, traktuje takie zachowanie jako godne naśladowania – wyjaśnia psycholog analizujący podobne przypadki.

Na swojej posesji Janusz, Wanda i Krzysztof zgromadzili olbrzymią ilość „fantów”. Wciąż jednak było im mało, więc wynajdywali kolejne „okazy”, które pragnęli mieć w swojej kolekcji. Wpadka była tylko kwestią czasu.

 

Spotkanie ze sprawiedliwością

Pewnego zimowego popołudnia Wanda wraz z synem wracali autem z kolejnej łupieżczej wyprawy. Tym razem cały bagażnik oraz tylne siedzenie załadowane były słupkami znaków drogowych. Złodzieje najprawdopodobniej chcieli je sprzedać w skupie złomu. Krzysztof podekscytowany udanym skokiem, nie zważając na ograniczenia prędkości, dociskał pedał gazu, aby jak najszybciej znaleźć się w domu. Nagle usłyszał za sobą policyjną syrenę. Zbladł, nogi zrobiły mu się jak z waty. Zwolnił i zatrzymał się na poboczu.

A gdzie to panie kierowco tak się spieszymy?  – zapytał policjant. – Przecież tu obowiązuje ograniczenie do siedemdzie…. – urwał w pół słowa, gdy dostrzegł przedmioty leżące na tylnym siedzeniu auta.

Podróżujący nie byli w stanie przekonująco wytłumaczyć pochodzenia takiej liczby stalowych słupków. Prosto z samochodu trafili na przesłuchanie do komisariatu. Jednocześnie policjanci pojechali do ich domu na przeszukanie. Na miejscu zastali zaskoczonego Janusza, a wraz z nim mnóstwo wszelakiej maści przedmiotów, których kradzież zgłaszano w różnych jednostkach policji w ciągu ostatnich miesięcy.

Funkcjonariusze, którzy odkryli i zabezpieczyli skradzione mienie, byli pod wrażeniem tego, z jaką precyzją rodzina N. ukryła i rozlokowała „fanty” na terenie swojej posiadłości. Choć zagrabionych przedmiotów było bardzo dużo, a niektóre z nich charakteryzowały potężne gabaryty, to wszystkie znajdowały się poza zasięgiem wzroku ludzi, przechodzących codziennie obok płotu gospodarstwa.

Dla sprzętu rolniczego przygotowane zostały specjalne doły w ziemi, w których maszyny przykryte zostały dodatkowo folią maskującą i gałęziami. Z daleka były nie do rozpoznania – relacjonował jeden z policjantów dokonujących oględzin gospodarstwa.

Wszyscy zatrzymani domownicy usłyszeli zarzuty dokonania kilkunastu włamań i kradzieży. Nie pozostało im nic innego, jak przyznać się do winy, co jednocześnie miało wpływ na wymiar kary orzeczonej przez miejscowy sąd. Janusz, Wanda i Krzysztof N. zostali skazani na kary więzienia w zawieszeniu od dwóch do czterech lat oraz karę grzywny.

Przenośne toalety, ule oraz wszystkie inne oryginalne „fanty” wróciły do swoich prawowitych właścicieli.

Konrad Buraczewski

Personalia oraz niektóre drobne okoliczności zostały zmienione.

 

< 1 2

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]