Cudowne recepty rekina biznesu, czyli największe przekręty najmłodszego polskiego milionera. Po długiej zabawie w chowanego, zatrzymano go w Austrii
27 sierpnia 2018

Niektórzy klienci skarżyli się, że po kilkukrotnym zastosowaniu pasty Freshtime doszło do poważnych uszkodzeń szkliwa na zębach. Inni, którzy czytali podobne wpisy, już zamówiwszy dostawę próbki Freshtime, próbowali ją odsyłać z powrotem do Żyrardowa. I na nich Tomasz K. znalazł jednak sposób. W instrukcji składania reklamacji dołączanej do tubek pasty Freshtime znajdował się numer infolinii dla klientów. Ci, którzy dzwonili pod ten numer, nie zdawali sobie jednak sprawy, że była to tak zwana linia premium i każda kolejna minuta rozmowy z rzekomym konsultantem obciążała ich konto o 18 zł plus VAT. Oszukańczy proceder został więc doprowadzony do perfekcji. Klienci tak naprawdę płacili dwa razy – najpierw przy zamawianiu „cudownej” pasty, a potem przy próbie jej zwrotu.
Na podbój Europy
Tomasz K. wiedział jednak, że zaczyna mu się palić grunt pod nogami. Papierowi prezesi dwóch spółek, które stały za aferą Freshtime, dostali już wezwania na policję z różnych stron Polski. Było to pokłosie zawiadomień, jakie składali klienci, którzy dali się naciągnąć na kupno pasty o rzekomo cudownym działaniu. Pisma na ogół nie docierały nawet do właściwych adresatów. Większość była przysyłana na fikcyjny adres jednego z pawilonów biurowych na Mokotowie. Tomasz K. wynajął tam pokoik za grosze tylko po to, by móc podać jakikolwiek adres korespondencyjny w dokumentach założycielskich firm Freshtime Inc. i MPC Ent. Inc. w rajach podatkowych. Pieniądze jednak nie przestawały wpływać na konto bankowe, z którego korzystał młody biznesmen. On sam wyznawał zasadę, że nic tak nie pomaga w biznesie, jak dobry wizerunek.
Stawiając na firmowy public relations, bawił się i dawał się fotografować ze znajomymi w stołecznych klubach, bywał na bankietach w otoczeniu mniej i bardziej znanych celebrytów, zamieszczał na Facebooku zdjęcia na tle kolejnych, coraz lepszych samochodów.
12 września 2014 roku umieścił na portalu społecznościowym wpis, który zelektryzował tych jego znajomych, którzy mniej wiedzieli o interesach, jakie prowadził, a więcej o imprezach, na których bywał. Opublikował swoje zdjęcie w czerwonym lamborghini, a pod nim zagadkowy post.
„Kochani, nie zobaczymy się więcej. Wszystko, co dobre, kończy się. Czasem dość nieoczekiwanie” – brzmiał wpis. „Nie mówię wam jednak do widzenia, a tylko na jakiś czas postanowiłem zniknąć z FB. Kochani, cała Polska pokochała Freshtime, teraz ruszam na podbój Europy! Wrócę, kiedy ją zdobędę. Tymczasem!”.
Brytyjczycy tracą zęby
Chyba nikt poza samym zainteresowanym nie wiedział czy to prawda, czy tylko blef. O Tomaszu K. naprawdę jednak ucichło w Polsce. Ale tylko na jakieś 2 miesiące.
W połowie listopada zagotowało się na brytyjskich forach internetowych. Klienci klęli na pastę, która miała odmienić ich życie i przeklinali dzień, w którym zdecydowali się zamówić piekielny produkt w firmie Freshtime Inc. Doszło do tego, że w poczekalniach gabinetów stomatologicznych wywieszano specjalne ostrzeżenia przed stosowaniem nieprzebadanych, nieposiadających certyfikatów jakości wybielających past do zębów. W miarę zapełniania się forów internetowych wpisami niezadowolonych klientów, którzy musieli zostawiać majątki w gabinetach dentystycznych, by ratować resztki swoich zębów, wciąż przybywało nowych klientów.
Tomasz K. w ciągu niecałych dwóch miesięcy zarobił na brytyjskim rynku 5 razy więcej niż w pół roku działalności tylko na terenie kraju. Strumień pieniędzy rósł w tempie niemal geometrycznym.
W ten sposób K. zdobył fundusze na sfinansowanie swojego nowego przedsięwzięcia. W tym samym podwarszawskim laboratorium, w którym do tej pory produkowano pastę Freshtime, zlecił produkcję kilku witaminowych suplementów diety na odchudzanie i maści na bazie wyciągu z kasztana. Suplementy zaczął reklamować w prasie polskiej i wysyłać klientom w postaci saszetek z proszkiem do rozpuszczania w wodzie, ale najwięcej energii poświęcił cudownej maści na bazie kasztana. Reklamy tego specyfika o nazwie Vain Relief Complex pojawiły się w postaci całostronicowych ogłoszeń w ogólnopolskich i regionalnych gazetach.
2 listopada 2014 roku Mary Stradford, 42-letnia mieszkanka Edynburga zgłosiła się na policję. Złożyła zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Twierdziła, że po pierwsze wbrew temu, co było napisane w ogłoszeniu gazetowym o paście Freshtime, kiedy kurier dostarczył jej zamówiony towar, musiała zapłacić za niego nie 10 funtów, ale 25. Nie to było jednak najgorsze. Po trzech dniach stosowania pasty, owszem zauważyła zmianę koloru zębów. Stały się śnieżnobiałe. Radość nie trwała jednak długo. Kolejnego ranka obudziła się z potwornym bólem zębów. Poszła do stomatologa, który stwierdził, że najwyraźniej źle zastosowała specjalistyczny środek dentystyczny.