„Adwokat po sprawie, jak dziwka po zabawie” – mecenas Anna Górska powtarzała w myślach popularne w jej światku powiedzenie. Była zła na siebie. Pracowała w korporacji adwokackiej ponad 20 lat i po raz kolejny przekonała się, że w powiedzeniu tkwi ziarno prawdy. A przecież na biednego nie trafiło – Jerzy Lewandowski, przedsiębiorca budowlany, płacił regularnie zaliczki. – Pani mecenas, musimy sobie ufać – powtarzał. – Ostatecznie rozliczymy się po sprawie. Zapraszam do najlepszej restauracji.

I ja, głupia idiotka, zaufałam – Górska nie mogła sobie wybaczyć, że tym razem nie spisała umowy z klientem. Może dlatego, że to dobry znajomy jej starszego brata, Marcina. Teraz Lewandowski zasłaniał się tym, że po wygranej sprawie dopadli go wierzyciele. Najpierw stwierdził, że wypłaci jej premię, ale w ratach. Na koniec podsumował, że i tak dużo już na nim zarobiła. Obiad w restauracji skończył się kłótnią.

Zadzwonię do Marcina, wygarnę jakich ma kolegów – biznesmenów od siedmiu boleści. Jak pomyślała, tak zrobiła. I… wpakowała się w kolejną aferę. Marcin zapewnił, że wydrze Lewandowskiemu z gardła te pieniądze, ale teraz ma inne zmartwienia i prosi o pomoc.

Chodziło o Marzenę, narzeczoną Marcina. Dosłownie oszalał na jej punkcie. Zamieszkali razem. Nie słuchał rad, że związek z partnerką młodszą o 18 lat nie wróży nic dobrego. Brunetka, ciemne oczy, świetna figura – Marzena to kobieta, która mogła się podobać. Anna z nieukrywaną niechęcią musiała to przyznać. Ale Marzena podobała się nie tylko Marcinowi. Łapała w lot łakome spojrzenia innych mężczyzn. O tym, że nie były to tylko spojrzenia, doniosło Marcinowi kilku „życzliwych”. Ile w tym prawdy – sam nie mógł sprawdzić. Od tygodni przebywał w Chinach, pilnując dużej dostawy towarów od chińskich partnerów. Marcin żył na wysokiej stopie, a ten interes miał go ustawić na kolejnych kilka lat. Przy okazji miał zaspokoić zaspokoić wymagania Marzeny, której pasowało luksusowe życie u boku Marcina. No właśnie, czy u boku tylko jego?

     – Anna, wpadnij proszę, niby przypadkiem, do mojego domu i sprawdź, czy jest coś na rzeczy – Marcinowi aż się głos łamał.

I tak zostałam prywatną panią detektyw – pomyślała Anna, pukając w solidne drzwi domostwa brata i strzepując wodę z parasolki. Od wczoraj solidnie padało.

O, to ty? Wejdź, proszę – Marzena nie kryła zaskoczenia. – Gdybym wiedziała, ugotowałabym coś, ogarnęła… – paplała, zgarniając drobiazgi z holu.

Wstałaś dopiero? Nie przeszkadzam? – Anna patrzyła na narzeczoną brata ubraną w szlafrok…

Ależ skąd. Kawa czy herbata? Jak w tym programie… Oglądałam od rana… – Marzena starała się być uprzejma.

Anna zdjęła płaszcz, odstawiła do stojaka parasolkę. Podłoga obok była mokra. Jednocześnie skanowała uważnie hol, wejście do kuchni połączonej z salonem. Drzwi do pozostałych pomieszczeń były zamknięte. Szukała wzrokiem śladów męskiej obecności – płaszcza, marynarki, butów…

Dziękuję, wpadłam na chwilę, bo dzwonił Marcin. Potrzebny mu dokument firmowy, prosił o skan i przesłanie faxem – zmyśliła naprędce. – Możemy poszukać?

Oczywiście. Chodźmy do jego gabinetu – powiedziała Marzena. Annie wydawało się, że odetchnęła z ulgą.

Wieczorem, przy drinku, Anna myślała o związku Marcina z Marzeną. – Trudno, dam jej ostatnią szansę – zdecydowała i sięgnęła po telefon…

Jak sądzisz, co zaniepokoiło „prywatną panią detektyw”?

Rozwiązanie zagadki kryminalnej na kolejnej stronie.

1 2>

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]