Rozwijając nauczanie św. Augustyna, niektórzy twierdzili już wprost, że usunięcie prostytucji ze społeczeństwa spowodowałoby łamanie przysięg małżeńskich, wzrost gwałtów, stosunki kazirodcze i homoseksualne.

Wyciągali stąd wniosek, że należy ją tolerować. Jeden z komentatorów św. Augustyna wyraził wręcz opinię, że „kobieta publiczna jest dla społeczeństwa tym, czym na statku zęza lub w pałacu kloaka. Usuń kloakę, cały pałac zostanie zanieczyszczony”. Jest to więc zawód nędzny, ale pożyteczny.

Taka pobłażliwość skłaniała i niektórych duchownych do korzystania z uciech ciała. Na podstawie zachowanych akt sądowych cytowany tu już Jacques Rossiaud ustalił, że „duchowni stanowili w Dijon jedną piątą klientów prywatnych łaźni i bordelages. Byli to skompromitowani klerkowie (tzn. urzędnicy kościelni), duchowni świeccy i zakonni, mnisi ze zgromadzeń istniejących od bardzo dawna i braciszkowie z zakonów żebrzących, kanonicy, księża oraz kościelni dygnitarze; niektórzy z nich należeli nawet do nocnych band, inni zaś wdawali się w bijatyki w domach publicznych”.

     „Nie sądzę – czytamy dalej – aby fakt, iż księża byli klientami prostytutek, uważany był istotnie za oburzający – przynajmniej nie przez większość wiernych. Przedmiotem oburzenia – w oczach wszystkich – był ksiądz posiadający konkubinę lub taki, który korzystał z pomocy usłużnej rajfurki, a swe żądze kierował ku kobietom niezamężnym i mężatkom”.

Podobne rozprzężenie moralne stwierdził również badacz  obyczajowości seksualnej dawnej Pragi, gdzie w latach siedemdziesiątych XIV wieku na Nowym Mieście było skupisko burdeli, a jeden z nich prowadził sam pleban kościoła św. Jana u Podskali o nazwisku Ludwik Kojata; uczęszczali tam podobno nie tylko studenci teologii, ale i kanonicy. Synody groziły im za to karami, pozbawieniem beneficjów, a nawet święceń; synod z 1407 roku postanowił, że klerycy żyjący z kobietami traktowani winni być na równi z heretykami.

     W klimacie wzajemnego zrozumienia i szacunku rzadko zdarzało się dyskryminowanie prostytutek, czy wypędzanie ich z miasta.

Czasem czyniono to sporadycznie i doraźnie, gdy jakiś kaznodzieja potrafił wzbudzić w lokalnej społeczności obrzydzenie i nienawiść do „wszeteczeństwa”; wkrótce jednak wszystko powracało do normy a prostytutki do miasta.

Nawet rozporządzenia monarchów, mające na celu całkowity zakaz prostytucji (znane jest tylko jedno: Ludwika Świętego z 1254 roku głoszące, że – „Publiczne nierządnice winny być wygnane z pól i miasta, ich zaś dobra zajęte przez miejscowych sędziów lub zabrane przez władze lub kogokolwiek innego – z wyłączeniem szaty wewnętrznej i zewnętrznej”)  bardzo szybko zostało zapomniane i jest wątpliwe, czy w ogóle weszło w życie.

 

W 1511 roku miano usunąć wszystkie prostytutki z Pragi – bez większego skutku; podobną próbę podjęto w Kolonii: wygnane – szybko powróciły do miasta. Nawet zagrożenie chorobami wenerycznymi nie było brane pod uwagę, jako że dość długo nie wiązano ich ze stosunkami płciowymi, ale traktowano jak zarazę.

Stanisław Milewski

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]