Prostytucja – „zawód nędzny, ale pożyteczny?”. Czy wiesz, że pobłażliwość wobec prostytutek skłaniała również duchownych do korzystania z ich usług?
11 lutego 2018
Rozwijając nauczanie św. Augustyna, niektórzy twierdzili już wprost, że usunięcie prostytucji ze społeczeństwa spowodowałoby łamanie przysięg małżeńskich, wzrost gwałtów, stosunki kazirodcze i homoseksualne.
Wyciągali stąd wniosek, że należy ją tolerować. Jeden z komentatorów św. Augustyna wyraził wręcz opinię, że „kobieta publiczna jest dla społeczeństwa tym, czym na statku zęza lub w pałacu kloaka. Usuń kloakę, cały pałac zostanie zanieczyszczony”. Jest to więc zawód nędzny, ale pożyteczny.
Taka pobłażliwość skłaniała i niektórych duchownych do korzystania z uciech ciała. Na podstawie zachowanych akt sądowych cytowany tu już Jacques Rossiaud ustalił, że „duchowni stanowili w Dijon jedną piątą klientów prywatnych łaźni i bordelages. Byli to skompromitowani klerkowie (tzn. urzędnicy kościelni), duchowni świeccy i zakonni, mnisi ze zgromadzeń istniejących od bardzo dawna i braciszkowie z zakonów żebrzących, kanonicy, księża oraz kościelni dygnitarze; niektórzy z nich należeli nawet do nocnych band, inni zaś wdawali się w bijatyki w domach publicznych”.
„Nie sądzę – czytamy dalej – aby fakt, iż księża byli klientami prostytutek, uważany był istotnie za oburzający – przynajmniej nie przez większość wiernych. Przedmiotem oburzenia – w oczach wszystkich – był ksiądz posiadający konkubinę lub taki, który korzystał z pomocy usłużnej rajfurki, a swe żądze kierował ku kobietom niezamężnym i mężatkom”.
Podobne rozprzężenie moralne stwierdził również badacz obyczajowości seksualnej dawnej Pragi, gdzie w latach siedemdziesiątych XIV wieku na Nowym Mieście było skupisko burdeli, a jeden z nich prowadził sam pleban kościoła św. Jana u Podskali o nazwisku Ludwik Kojata; uczęszczali tam podobno nie tylko studenci teologii, ale i kanonicy. Synody groziły im za to karami, pozbawieniem beneficjów, a nawet święceń; synod z 1407 roku postanowił, że klerycy żyjący z kobietami traktowani winni być na równi z heretykami.
W klimacie wzajemnego zrozumienia i szacunku rzadko zdarzało się dyskryminowanie prostytutek, czy wypędzanie ich z miasta.
Czasem czyniono to sporadycznie i doraźnie, gdy jakiś kaznodzieja potrafił wzbudzić w lokalnej społeczności obrzydzenie i nienawiść do „wszeteczeństwa”; wkrótce jednak wszystko powracało do normy a prostytutki do miasta.
Nawet rozporządzenia monarchów, mające na celu całkowity zakaz prostytucji (znane jest tylko jedno: Ludwika Świętego z 1254 roku głoszące, że – „Publiczne nierządnice winny być wygnane z pól i miasta, ich zaś dobra zajęte przez miejscowych sędziów lub zabrane przez władze lub kogokolwiek innego – z wyłączeniem szaty wewnętrznej i zewnętrznej”) bardzo szybko zostało zapomniane i jest wątpliwe, czy w ogóle weszło w życie.
W 1511 roku miano usunąć wszystkie prostytutki z Pragi – bez większego skutku; podobną próbę podjęto w Kolonii: wygnane – szybko powróciły do miasta. Nawet zagrożenie chorobami wenerycznymi nie było brane pod uwagę, jako że dość długo nie wiązano ich ze stosunkami płciowymi, ale traktowano jak zarazę.
Stanisław Milewski