Był świetnym sportowcem, przystojnym chłopakiem, żołnierzem U.S. Army. Wymyślił sobie świat zapełniony demonami i na ich rozkazy zabijał – cz. 1/6
28 marca 2018
Imię: Dawid. Nazwisko: Berkowitz. Pierwsze morderstwo: 29 lipca 1979 roku. Człowiek, który najbardziej przyczynił się do niezasłużenie złej sławy Nowego Jorku, wymyślił sobie zapełniony demonami świat, by bezkarnie, na ich konto zabijać. W centrum tego systemu stał Sam, władający światem już od sześciu tysięcy lat.
Choć wyjeżdżał z rodzinnego miasta na dłużej, zawsze wracał do Bronxu, gdzie po sąsiedzku mieszkał jego władca. Czasem próbował się buntować, lecz należał tylko do Sama, właściciela całej sfory demonów. Dla własnej wygody wierzył w to, że na ich rozkazy wyrusza nocami na krwawe polowania.
Taki był świat Dawida Berkowitza, znanego również jako Syn Sama. Był świetnym sportowcem, przystojnym chłopakiem, żołnierzem U.S. Army, potem zawodowym ochroniarzem, a w końcu pracownikiem sortowni listów na poczcie. Jednak żadnego z tych obowiązków nie wypełnił aż tak dokładnie, jak nakazów tworu wyobraźni imieniem Sam, który – pomimo wyraźnych protestów ze strony Dawida – przejął całkowitą kontrolę nad jego życiem.
Pierwszy cel
W jego życiu dni złe, właściwie dni upiorne, stopniowo brały górę nad dniami dobrymi lub zwyczajnie przeciętnymi. A jednak poniedziałek 28 lipca 1976 roku był szczególnie nieznośny i dokuczliwy, w sposób trudny do opisania. Dawid Berkowitz cierpiał nie tylko dlatego, że zupełnie bez powodu porzucił interesującą pracę nowojorskiego taksówkarza, by teraz instalować systemy klimatyzacji w nowych budynkach. Dręczył go przykry fakt, że na komodzie w jedynym pokoiku wynajmowanego mieszkania spoczywa bezużytecznie rewolwer typu Charter Bulldog, kaliber 44. Ta sztuka broni była zaledwie skromną częścią zgromadzonego arsenału.
Już w styczniu 1976 roku Dawid Berkowitz kupił sobie karabin automatyczny kaliber 45, znany jako Commando Mark III, którym można było rozstrzelać całą dzielnicę. W jego magazynku mieściło się 30 pocisków, a Dawid kupił kilka paczek tych magazynków.
Potem dokupił strzelbę myśliwską Ithaca Deerslayer, z wymiennym magazynkiem na 12 pocisków. Miał też dwie strzelby kaliber 22, karabin Charter Arms AR-7 Explorer oraz broń idealnie nadającą się do polowania na zwierzynę lub wykonywania zamachów: strzelbę typu Glendfield, z mocnym celownikiem optycznym. Do wszystkich sztuk broni posiadał odpowiedni zapas amunicji.
W warunkach miejskich długa broń właściwie była mało użyteczna. Toteż Dawid cenił sobie najbardziej rewolwer Charter Bulldog, kaliber 44. Do końca pozostał jego wiernym „przyjacielem”.
Gdy dzień 28 lipca dobiegał końca, Dawid zerwał się z łóżka, zapakował rewolwer w papierową torebkę i przed północą wymknął się potajemnie z budynku apartamentowego, choć przecież nikt go nie śledził i nie ścigał. Nie korzystając z windy, zbiegł schodami awaryjnymi, czujnie oglądając się za siebie i na boki. Potem długo przemierzał miejską dżunglę swoim starym Fordem Galaxie, przeczesując północne rejony aglomeracji w takich miejscach, gdzie młodzi ludzie wyprawiają się nocą na poszukiwanie przygód. Tuż po pierwszej w nocy krążył po ulicach Bronxu, konkretnie – po Buhre Avenue, gdzie wreszcie znalazł swój pierwszy cel.
Cel był łatwy i całkowicie przypadkowy.
Osiemnastoletnia Donna Lauria kończyła właśnie swój dzień na wyjątkowo smutnej nucie. Kilka godzin wcześniej wraz z resztą rodziny musiała pójść do domu pogrzebowego, by pomodlić się nad trumną wujka. Zaraz potem spotkała się z Jodi Valenti, swą najbliższą koleżanką, która w ramach terapii niemal siłą zaciągnęła ją do lokalnego klubu. Cała reszta rodziny też wyruszyła do knajp, by zapić – lub właściwie po amerykańsku: zagadać przy dobrze zastawionym stole – ten ogromny smutek. Około pierwszej w nocy Jodi odwoziła koleżankę do domu. Pod domem spotkały rodziców Donny, wracających z restauracji. Dziewczyny postanowiły jeszcze trochę posiedzieć w samochodzie. Jakieś plotki, jakieś wspomnienia. Ojciec Donny stanowczo zażądał, by poszła do domu, ale matka ujęła się za córką: To są przecież dorosłe dziewczyny. Niech sobie jeszcze pogadają.
Dawid Berkowitz miał szczęście. Po drugim wjeździe w Buhre Avenue spostrzegł ten właśnie samochód, niebieski Oldsmobile Cutlass, a w środku – dwie dziewczyny. Cel do zniszczenia.
Przypadek zupełny: w pobliżu wolne miejsce, idealne do zaparkowania jego samochodu. Dawid nie bez trudu wpakował tam swego rzęcha, wyszedł z niego dziarsko i krokiem człowieka zdecydowanego by zabijać ludzi, podszedł do rozgadanych dziewczyn, zupełnie nieświadomych, że zbliża się śmierć.
Dzieliła go od nich tylko cienka ścianka samochodowej szyby. Dawid przykucnął, tak jak uczono go w armii, zaparł się mocno nogami i wyciągając Bulldoga zza paska spodni zakołysał się nieco na boki, by zachować równowagę. Było to jego pierwsze strzelanie do ludzi. Znając właściwości tej strasznej broni chciał trafić celnie, a więc zneutralizować siłę odrzutu.