Pod jego czaszką ujadały demony. Twierdził, że gdyby nie zaspokoił ich żądań świeżej krwi, jego ojciec dokonałby prawdziwej rzezi – cz. 4/6
31 marca 2018

Mężczyzna pokazuje twarz w uchylonej szybie, wysłuchuje wołania o pomoc, szybko ocenia sytuację, i… naciska na gaz i jeszcze szybciej odjeżdża z tego miejsca. Z miejsca, gdzie ktoś bezsilny i zakrwawiony woła o pomoc.
Czas leciał. Samochody uciekały. Nie zatrzymał się ani jeden samochód. Christine ciężko krwawiła, lecz może dałoby się uratować jej życie. Nie jest to pustynia; jest to przecież sam środek nowojorskiej aglomeracji.
John ryzykował. Nadal próbował zatrzymywać samochody wymachując rękoma i biegnąc zygzakiem po całej szerokości jezdni. Ze zdumieniem spostrzegał, że wszyscy chcą go przejechać. Za szybami widział zagapione twarze obojętnych ludzi, niemych widzów jego dramatu.
Ludziom łatwiej było zareagować z ich bezpiecznych mieszkań zamkniętych na cztery spusty. Toteż już wkrótce słaniający się z wyczerpania John usłyszał napływające z daleka odgłosy syren policyjnych wozów patrolowych. To wybudzeni z pierwszego snu mieszkańcy jednopiętrowych domów wzdłuż Greenway Terrace nie ośmielili się wytknąć nosa na ulicę, lecz przynajmniej niemal jednocześnie chwycili za słuchawki telefonów. Po usłyszeniu serii wystrzałów, przeraźliwego krzyku umierającej Christine i klaksonu tak długo naciskanego przez Johna wielu z nich telefonowało na policję.
Na dźwięk zbliżających się sygnałów John Diel poczuł pewną ulgę. Teraz chciał być tylko blisko, jak najbliżej Christine. Policjanci znaleźli go w środku zbryzganego krwią Pontiaca. John przytulał do siebie dziewczynę. Nie wypuszczał jej rąk ze swych dłoni gdy sanitariusze kładli ją na wózku. W pobliżu znajdował się szpital pod wezwaniem St. Johna, jego patrona. W niczym to nie pomogło. Christine zmarła o czwartej nad ranem.
Straszna prawda
Krew przelana po raz trzeci nie zaspokoiła żądzy demonów ujadających pod czaszką Dawida Berkowitza. W dwa lata później mówił do policyjnego magnetofonu: „Demony nadal domagały się krwi. I gdybym nie zaspokoił ich żądań, mój ojciec Sam przystąpiłby do akcji, by wreszcie dokonać prawdziwej rzezi. Weźmy na przykład inne nieszczęścia. Pamiętam jak kiedyś podległe mu demony wyły przez całą noc, a ja – sam nie wiem dlaczego – pozostałem obojętny. Chyba wiecie, co nastąpiło zaraz potem? Nastąpiło straszliwe trzęsienie ziemi, chyba w Turcji, o ile się nie mylę. Tysiące, ale to tysiące ludzi straciły życie”.
Trwało śledztwo nad motywami ostatniej zbrodni. John Diel ocalał, nie licząc drobnych obrażeń spowodowanych eksplozją przedniej szyby. Detektywi doszli do wniosku, że ktoś dokonał zaplanowanego zamachu na Christine i zaczęli drążyć sprawę. Za zgodą rodziców przeszukali pokój Christine. Znaleźli pierwszą wersję listu Christine do młodej Niemki, z którą Johna łączyły kilkuletnie stosunki podczas jego podróży do kraju pochodzenia. Kobieta była mężatką. W liście Christine domagała się prawa wyłączności do Johna, w razie nieposłuszeństwa szantażując Niemkę ujawnieniem całej afery jej mężowi. Detektywi podjęli trop niemieckiej kochanki, bo przecież nic nie stało na przeszkodzie jej podróży do Nowego Jorku i rozprawieniu się z szantażystką przy pomocy broni palnej. Motyw: ratowanie małżeństwa. Drugi motyw: John Diel równie dobrze mógł strzelać do swej dziewczyny, bo ostatecznie wybrał Niemkę.
W efekcie barman John Diel musiał ujawnić szczegóły swego – rzekomo – podwójnego życia, podczas gdy jego jedyna ukochana kobieta leżała już w grobie. Detektywi stracili całe dwa miesiące wielokrotnie przesłuchując Johna, poddając go seansom hipnotycznym i eksperymentom na wariografie, sprawdzając jego wszystkie powiązania z niemieckim krajem.
Na szczęście działo się też coś nowego. Policja Nowego Jorku bez specjalnego pośpiechu zaczynała kojarzyć fakty. Ciągle brakowało jakiegoś solidnego dowodu na działanie obłąkanego rewolwerowca. Dwa pociski wystrzelone do Christine i trzeci, który utkwił pod przednią szybą samochodu, były mocno zniekształcone i praktycznie uniemożliwiały identyfikację broni. Sprawa trafiła w końcu w ręce prawdziwego specjalisty. Detektyw George W. Simmons, ekspert balistyki, położył pociski na szalce precyzyjnej wagi, a rezultaty porównał z wagą podobnie zniekształconych pocisków wydobytych z ciał dotychczasowych ofiar.
„Wygląda na to, że mamy szaleńca. W mieście grasuje rewolwerowiec wyżywający się w strzelaniu do przypadkowych ludzi” – wygarnął prawdę detektyw Simmons swoim kolegom, dodając uzasadnienie. – „Ten facet posługuje się jednym, identycznym rodzajem broni. Wygląda na to, że strzela z rewolweru Charter Arms Bulldog, kaliber 44. Mamy pięć ofiar, w tym dwie śmiertelne. Do wszystkich strzelano z tego samego rodzaju broni”.
W wymyślonym świecie
Z nastaniem wiosny 1977 roku Dawid Berkowitz coraz bardziej pogrążał się w wymyślonym świecie. Na zewnątrz był zwykłym pracownikiem urzędu pocztowego w Bronxie, zarabiającym 13 tysięcy dolarów rocznie za sortowanie listów od czwartej po południu do północy. Ludzie unikali tej zmiany jak ognia, a jednak Dawid był zadowolony, bo po wyjściu z pracy miał przed sobą resztę nocy i cały długi dzień. W pracy posiadał opinię samotnika, co zgadzało się z jego stylem życia. Gdy mężczyźni z tej samej zmiany proponowali szybki wyskok na drinka lub spotkanie na boisku następnego dnia, Dawid zdecydowanie odmawiał.