Pod jego czaszką ujadały demony. Twierdził, że gdyby nie zaspokoił ich żądań świeżej krwi, jego ojciec dokonałby prawdziwej rzezi – cz. 4/6
31 marca 2018

Dawid Berkowitz miał to wszystko zniszczyć w ułamku sekundy, w sposób wyjątkowo brutalny i krwawy. Po wypatrzeniu Wirginii już nie spuszczał z niej oka, tylko powoli wyciągał z kieszeni to straszne narzędzie zbrodni. Dziewczyna zrozumiała jego zamiary zbyt późno, by się bronić. Dostrzegła go dopiero wtedy, gdy już wycelował w nią lufę Bulldoga. Próbowała zasłonić twarz trzymanymi w ręku książkami. Morderca był jednak szybszy. Wystrzelił tylko raz i trafił w twarz. Pocisk przebił grube warstwy papieru, wleciał w usta na wysokości górnej wargi, wybił kilka zębów i utkwił w mózgu. „Oddałem tylko jeden strzał, bo tylko tyle musiałem zrobić, by sprawę załatwić zgodnie z moim zamiarem” – pysznił się później Berkowitz.
Wirginia zginęła na miejscu, zaledwie trzy przecznice od swego domu. Morderca cieszył wzrok widokiem jej ciała padającego na skraju chodnika, a już po chwili biegł szybkim sprintem do samochodu. Nie opuszczało go szczęście. Tego wieczoru aż trzykrotnie niemal wpadał w ręce ludzi, w tym dwa razy – nawet policjantów!
Na ulicy omal się nie zderzył z jednym z mieszkańców, który niespodziewanie wyszedł zza rogu. „Cześć, człowieku!” – krzyknął do niego Dawid, wprawiając przechodnia w osłupienie. Do tego stopnia, że później ten jedyny świadek opisał mordercę całkowicie błędnie, jako niskiego, krępego nastolatka.
Uciekając dalej Dawid natknął się na patrol policjantów w nieoznakowanym samochodzie i natychmiast przeszedł z biegu w pozornie beztroski spacer. Policjanci od razu zwrócili na niego uwagę, lecz nie popisali się szybkim refleksem. Oni patrolowali ten rejon miasta w poszukiwaniu przestępców drobnego kalibru, wyrywających torebki kobietom, włamujących się do samochodów i do mieszkań. Nie przyszło im do głowy, że z naprzeciwka nadbiega seryjny morderca, który martwieje ze strachu na ich widok. Jeden z nich postanowił jednak go zatrzymać. Już wychodził z samochodu, gdy raptem radio podało komunikat alarmowy: „Kobieta zamordowana w pobliżu skrzyżowania ulic Dartmouth i 71-ej!”. Policjanci zatrzasnęli drzwi i z wyciem syreny podążyli na miejsce zbrodni popełnionej przez człowieka, którego niemal mieli w rękach.
W tym czasie Dawid zdołał uciec do swego samochodu i jadąc w stronę południowego mostu prowadzącego z Queens do Bronxu nie miał pojęcia, że policja kontroluje wszystkie pojazdy z samotnym białym kierowcą. Był trzeci w kolejce do budki opłat przy wjeździe na most, gdy z przerażeniem zauważył jak dwie policjantki uważnie zaglądają do samochodów. Znalazł się w potrzasku. Na tylnym siedzeniu leżał jego rewolwer, z którego dosłownie kilkanaście minut wcześniej zabił kolejną ofiarę. Raptem jedna z policjantek spojrzała na zegarek, a następnie obie przerwały kontrolę, jak się okazało – na kilka minut przed oficjalnym odwołaniem alarmu.
Nie był to pierwszy przypadek niewiarygodnego zbiegu okoliczności ratującego seryjnych morderców z opresji. Policja ma na sumieniu wiele takich sytuacji, gdy poszukiwany zbrodniarz w ostatniej chwili wymykał się z zastawionej na niego sieci, przeważnie wskutek naiwności i zaniedbań ludzi w mundurach. Dawid widział to wszystko w zupełnie inny sposób. „Szatan potrafi zamotać ludziom w głowie i stwarzać iluzje” – tłumaczył podczas przesłuchań. – „W ten wieczór po zamordowaniu Wirginii policja robiła wszystko, by mnie złapać. Byli ode mnie o kilka kroków. Szatan postarał się jednak o to, bym nadal tkwił na wolności i zabijał. Oni mnie po prostu nie widzieli. Ja dla nich byłem przezroczysty…”
Tadeusz Wójciak
Jesteś ciekaw jaki jest ciąg dalszy tej mrocznej historii? Już jutro zaprezentujemy piątą część tekstu o Davidzie Berkowitzu, seryjnym mordercy znanym jako „Syn Sama”. Nie przegap!