Jak bardzo można nie lubić swojego nauczyciela? Do czego może się posunąć zdesperowany uczeń? Przeczytaj koniecznie!
10 sierpnia 2020
Caroline Walker zasiadła na kanapie, aby jak co dzień obejrzeć wieczorne wiadomości na ulubionym lokalnym kanale telewizyjnym. Lubiła słuchać o najnowszych sensacjach, które miały miejsce w rodzinnym Dallas. Kto i kogo zabił, oszukał… czy też otruł.
Tego wieczora, szesnastego maja 2006 roku, najbardziej interesująca dla tej gospodyni domowej w średnim wieku była informacja o hospitalizacji aż dziewiętnastu pracowników pobliskiej szkoły średniej. Zainteresowało ją to tym bardziej, że do tej szkoły chodził najbliższy kolega jej osiemnastoletniego syna, Iana. Na razie nie wiadomo było, co sprawiło, że szacowne grono nauczycielskie Lake Highlands High School, miało zawroty głowy, halucynacje, bóle żołądka, a zachowywali się tak, jakby byli pijani. Wyglądało to dosyć dziwnie i niepokojąco.
Otruci?
Jedna z nauczycielek, która nieco później niż koledzy przyjechała tego dnia na zajęcia, gdy tylko zobaczyła ten przedziwny widok, oceniła sytuację jako zbiorowe zatrucie jakąś nieznaną substancją. Najbardziej niepokojący był stan najstarszej pracownicy szkoły, 86-letniej Rity Greenfield, recepcjonistki. Starsza pani czuła się fatalnie. Cicho płakała, trzymając się za klatkę piersiową, bolało ją serce. Młoda nauczycielka pośpiesznie wezwała pogotowie. karetki odwoziły po kolei dziewiętnastu chorych do pobliskiego szpitala. Choroba nauczycieli kosztowała tamtejszy okręg szkolny łącznie ponad 43 tysiące dolarów.
Kilka godzin po hospitalizacji lokalny komisariat policji wydał oświadczenie, że nauczyciele zostali otruci, najprawdopodobniej celowo, jakimś pokarmem, przez nieznanych sprawców.
A skoro dotyczyło to właśnie nauczycieli, to wstępnie uznano, że potencjalnymi sprawcami mogą być uczniowie szkoły, a cała sprawa może być wyjątkowo głupim żartem. Lub zemstą jakiegoś ucznia, który czuł się niesprawiedliwie oceniony. Jednak policja nie wykluczała też innych sprawców. Tworzono nawet teorie zamachu terrorystycznego! Tylko po co ktoś miałby napadać akurat na belfrów zwykłego liceum w Dallas?
Caroline pokręciła głową. Co też się na tym świecie wyprawia? – pomyślała. Otrucie nauczycieli?! Kiedyś, owszem, robiło się lepsze czy gorsze żarty w szkole, ale coś takiego? Dobrze, że wszyscy przeżyli, a przecież dla tej starej kobiety źle się mogło takie zatrucie skończyć! Jeżeli to rzeczywiście sprawka jakiegoś młodocianego idioty z tej szkoły, to nie zazdroszczę jego matce, taki wstyd!
Spojrzała na zegarek, było po 19. Jej syna nie było jeszcze w domu. Wpadł jak burza po szkole na obiad i poleciał jeździć na desce z kolegami. Choć był bardzo zdolny i inteligentny, i nie sprawiał większych kłopotów wychowawczych, to nigdy nie był przy tym szczególnie grzeczny i ułożony. Aż dziwne było, że najbardziej przyjaźnił się z tym wyjątkowo cichym Josephem. Obydwaj bardzo dobrze się uczyli. Jeszcze rok temu chodzili wspólnie do jednej szkoły, potem rodzice Josepha przenieśli go do Lake Highlands, szkoły w której miało miejsce otrucie. Ian był zdecydowanie bardziej przebojowy niż jego kolega. Przynajmniej tak sądziła jego matka. Dziwne, że nic mi o tej sprawie nie mówił – pomyślała.
Po leczeniu, polegającym głównie na płukaniu żołądka, większość nauczycieli dość szybko opuściła szpital. Najdłużej przebywała tam owa starsza pani, recepcjonistka, która z ogromnym trudem dochodziła do siebie. Także jedna z młodych nauczycielek pozostała w szpitalu dużo dłużej niż jej koledzy.
Słodki poczęstunek
Szybko okazało się, jakim to smakołykiem uraczyli się nauczyciele. Wszyscy poszkodowani zjedli przepyszne, jak zgodnie twierdzili, ciastka typu muffin, przywiezione do szkoły przez młodego mężczyznę. Zostawił on rano aż czterdzieści sztuk takich smakołyków w pokoju nauczycielskim. Powiedział, że należy do drużyny skautów, a ten poczęstunek jest częścią ich projektu dobrych uczynków. Nikt specjalnie nie wnikał, skąd pochodzą słodycze. Skoro dają – trzeba brać! Widocznie musiały być smaczne, gdyż dziewiętnaście osób, które przewinęły się przez pokój nauczycielski, także sekretarka dyrektora i owa recepcjonistka, z przyjemnością je zjadło co do ostatniego okruszka. Skutki okazały się opłakane.
Po badaniach zawartości treści żołądków i krwi poszkodowanych okazało się, że wszyscy spożywali… marihuanę! Taka była przyczyna omamów i halucynacji. Najwyraźniej słodki podarunek został naszpikowany tym narkotykiem w dużej ilości. Stworzono portret pamięciowy chłopaka, który przywiózł ciastka. Niestety żaden z poszkodowanych go nie znał.
Taki drobny żarcik
Rozwiązanie zagadki przyszło nieoczekiwanie szybko. Już w kilka dni po incydencie, gdy policja nadal głowiła się nad metodą zdemaskowania winnych, na policję zgłosili się rodzice sprawców. Oczywiście w towarzystwie wynajętych prawników. Wszystko się wyjaśniło. Otrucie było – zdecydowanie najbardziej kiepskim z możliwych – żartem dwóch nastolatków.