Jej uroda inspirowała. Do dziś w niejednym domu w Krakowie wiszą obrazy, do których pozowała. Spogląda z nich urokliwa dziewczyna w krakowskim stroju
11 listopada 2018
Niejeden marzył, by uwiecznić jej wdzięki, ale ona miała zasady i nigdy nie pozowała nago. Choć mogła mieć każdego, wybrała na męża szewca – zazdrośnika, okrutnika i pijaka. To przez niego „Piękna Zośka” zachwycała świat zaledwie 28 lat…
Zofia Frontczakówna urodziła się w 1899 roku w chłopskiej rodzinie, w podkrakowskiej Dłubni. Od dziecka zachwycała urodą. Postanowiła wykorzystać to jej matka, która znała wielu malarzy. Rekomendowała im córkę jako idealną modelkę.
Świat artystyczny szybko zachwycił się Zosią. Nie bez powodu zaczęto o niej mówić „Piękna Zośka”. Miała wyjątkowo piękną, owalną twarz, ciemne włosy, prosty nosek, idealnie wykrojone usta i przenikliwie czarne oczy. Stawała przed sztalugami najlepszych krakowskich malarzy, takich jak: Wojciech Kossak, Wincenty Wodzinowski, Piotr Stachiewicz.
Trzeba ci iść za mąż
Prosta dziewczyna z zasadami pozowała w krakowskim stroju. O aktach nie chciała nawet słyszeć, mimo że kuszono ją wiele razy. Zosia swe wdzięki postanowiła prezentować jedynie przed ślubnym. W 1921 roku miała już 22 lata i nadszedł najwyższy czas, aby „nadać sens życiu”. Wyszła za mąż za szewca z podkrakowskich Zesławic – Macieja Palucha. Nie wiadomo, czym mężczyzna zauroczył Zosieńkę… Był agresywny i nie stronił od kieliszka. Artystyczny świat, w którym obracała się dziewczyna, był mu zupełnie obcy.
Zamieszkali w jej skromnym (zaledwie 6-morgowym) gospodarstwie w Dłubni. Pozująca do obrazów najwybitniejszych malarzy Zosia mieszkała w jednej izbie z mężem i cielętami. Maciejowi specjalnie nie zależało na poprawieniu warunków życia. Od żony wymagał bezgranicznego posłuszeństwa i gotowości, kiedy tylko zbierało mu się na amory… W zamian nic nie dawał, nawet butów… Mimo iż był szewcem, Zosia chodziła boso. Żonie nie szczędził tylko razów.
Przez pierwsze lata Zosia godziła się ze swoim losem. Co roku rodziła dziecko. Z czworga przy życiu zostało dwoje. Trzeba było je wyżywić, a Maciej skąpił im i żonie chleba. Zofia musiała sama dbać o rodzinę i nadal chodziła pozować, choć zdecydowanie rzadziej niż we wcześniejszych latach. Mąż był piekielnie zazdrosny i robił jej z tego powodu karczemne awantury, a nawet uciekał się do rękoczynów. Światek artystyczny był ogarnięty chłopomanią, a ona idealnie wpisywała się w obowiązujący nurt. Niestety, te argumenty nie trafiały do jej męża. Do tego sąsiedzi gadali, że nie wiadomo co w tych pracowniach się wyrabia…
„Piękna Zośka” dla świętego spokoju postanowiła zrezygnować z pozowania. Miała nadzieję, że dzięki temu z jej domu znikną ciągłe awantury i przemoc. Szybko okazało się, że nic to nie pomogło. Dziewczyna postanowiła jeszcze inaczej obłaskawić męża. Przepisała mu jedną czwartą swojej gospodarki. Prawdopodobnie liczyła, że kiedy Maciej poczuje się u siebie, zacznie należycie o wszystko dbać.
Niestety, i ten ruch nie przyniósł spodziewanych rezultatów. Od pełnego awantur domu Paluchów zaczęli odsuwać się najbliżsi (matka Zosi przeprowadziła się do innej córki), a sąsiedzi niechętnie tam zachodzili.
Pięć lat i basta
Przez 5 lat „Piękna Zośka” znosiła karygodne zachowanie męża. Szala goryczy przelała się w lipcu 1926 roku, kiedy Maciej po raz kolejny spuścił jej tęgie lanie. Zosia zabrała dzieci i uciekła od męża. Schronienie znalazła u swojej ciotki Katarzyny Żołdaniowej w Krakowie. 1 września 1926 roku wniosła do sądu pozwy o alimenty i odwołanie darowizny z powodu niewdzięczności męża. Sąd zasądził alimenty.
Oszołomiony Paluch odwiedzał Zosię w Krakowie. Prosił o powrót do domu i obiecywał poprawę, na przemian grożąc pobiciem. Zdezorientowana, a może naiwna kobieta dała się namówić. Postanowiła dać mężowi szansę i wróciła do swojego domu w Dłubni. Wytrzymała zaledwie jeden dzień. Do Krakowa wróciła pobita. Maciejowi wystarczyło kilka godzin, aby ją skrzywdzić. Opowiadała potem ciotce, że mąż groził jej nożem. Przysięgała, że więcej nie da się oszukać, a do męża będzie chodziła tylko po żywność.
Odwiedzała go raz w tygodniu. W obawie przed porywczym Maciejem, zazwyczaj brała kogoś do towarzystwa. Paluch nie szczędził złych słów ani jej, ani jej „ochronie”. Przysięgał, że pozabija wszystkich, którzy będą wtrącać się w ich prywatne sprawy. W obawie przed spełnieniem tych obietnic ciotka wypowiedziała Zosi mieszkanie.
Maciej Paluch przestał wypłacać żonie alimenty już wiosną 1927 roku. Kiedy spotkała go w Krakowie, zażądała pieniędzy. Mężczyzna powiedział, że obecnie jest bez grosza, ale ma otrzymać 350 złotych od niejakiego Pawła Sojki. Nakazał, żeby przyszła do niego w niedzielę, 15 maja, to jej wypłaci co trzeba. Wydawało się, że Paluch mówi prawdę, bo zapewnienie o uregulowaniu należności i datę wypłaty potwierdził kilka dni później w obecności szwagra Zośki, kiedy pojawili się u Macieja po ziemniaki. Wtedy też poprosił żonę, aby wycofała pozwy o separację i odwołanie darowizny na rozprawie, która miała odbyć się 21 maja. Zosia jednak nie dała się zwieść. Jej odmowa spotkała się z gwałtowną reakcją Palucha: