Harry Hopkins bardzo starał się, by nie było widać jego zdenerwowania. Usiłował ukoić nerwy, paląc papierosy jednego po drugim. Jednak nadmiar wchłanianej nikotyny zamiast uspokoić – przyspieszał gwałtowne bicie serca.

Siedząc na korytarzu komisariatu, przed drzwiami pokoju porucznika Jordana, zdążył wypalić niemal całe pudełko kupionych rano „Winstonów”. Czas dłużył mu się niemiłosiernie, a oficer policji wciąż nie mógł znaleźć dla niego czasu. A przecież sam go wezwał!

Poranne wydanie „The Miami Herald””, Hopkins zdążył przeczytać już ze trzy razy, szczególnie uważnie studiując sensacyjne doniesienie z czołówki gazety. Na pierwszej stronie, wielkimi czcionkami dziennik donosił o dokonanym napadzie na bank, podwójnym zabójstwie i rabunku wielkich pieniędzy w „Community Bank of Florida”.

– Wczoraj wieczorem, kilkanaście minut przed zamknięciem kas bankowych, uzbrojony w broń palną bandyta zastrzelił dwóch strażników i po sterroryzowaniu ośmiu osób stojących przed trzema okienkami kasowymi, zmusił kasjerów do wydania całej gotówki i zbiegł w nieznanym kierunku. Posługiwał się czarnym samochodem, prawdopodobnie marki Jeep. Dyrekcja banku ocenia, że łupem napastnika padło 250 tysięcy dolarów. Niestety, żaden z naocznych świadków napadu nie mógł podać rysopisu przestępcy, gdyż bandyta na głowie miał kominiarkę. Zauważono tylko, że ubrany był w czarną bluzę z kapturem, a na dłoniach miał również czarne rękawiczki.

Po tych sensacyjnych doniesieniach, reporter „The Miami Herald” z żalem podkreślał, że z uwagi na dobro śledztwa, policja odmówiła prasie dalszych informacji. Na koniec gazeta zapowiadała, że bliższe szczegóły oraz postępy w rozwoju śledztwa, zostaną zaprezentowane w jutrzejszym wydaniu.

Nagle otwarły się drzwi od pokoju porucznika Jordana i umundurowany sierżant zwrócił się do siedzącego na korytarzu mężczyzny:

– Pan Hopkins, nieprawdaż? Porucznik pana prosi…

 

* * *

Policjant uprzejmie zaprosił swego rozmówcę do zajęcia miejsca przy biurku. – Proszę, niech pan spocznie. Zechce pan wybaczyć to przedłużające się oczekiwanie, ale mamy tu dzisiaj urwanie głowy z powodu tego napadu na bank. Pana oczywiście to nie dotyczy, ale przejdźmy od razu do rzeczy. – Tym zwrotem porucznik Jordan zręcznie uprzedził pytanie gościa o powód wezwania.

– Panie Hopkins, czy ma pan rodzeństwo?

– Tak, mam brata bliźniaka – odparł zaskoczony mężczyzna.

– Proszę zatem spojrzeć na to zdjęcie.  Jordan wsunął Hopkinsowi do ręki niedużą fotografię. – Czy ten mężczyzna w towarzystwie tej młodej kobiety jest pańskim bratem?

– Hm… tym człowiekiem może być tylko mój brat, albo… ja sam. Widzi pan, poruczniku, jesteśmy do siebie nadzwyczaj podobni, bowiem jesteśmy bliźniakami jednojajowymi. Ponieważ ja nie znam tej damy ze zdjęcia, wnioskuję więc, że na tej fotografii widnieje mój brat.

– Czy jest pan pewien, że to pański brat? – upewnił policjant.

– Absolutnie, tak.

– A więc drogi panie, bardzo mi przykro, że to właśnie mnie przypadł smutny obowiązek przekazania panu tej tragicznej wiadomości: pański brat dziś rano miał wypadek samochodowy. Czołowe zderzenie z ciężarówką. Zginął na miejscu, a wraz z nim jakaś młoda kobieta. Zdjęcie, które przed chwilą miał pan w ręku, znaleziono przy nim w portfelu. Sądziłem, że pomoże nam pan zidentyfikować tę młodą kobietę z fotografii, która jak wynika z podpisu na odwrocie, była chyba jego narzeczoną. W tym momencie porucznik Jordan nacisnął jakiś przycisk na biurku i chwilę później do pokoju wszedł umundurowany policjant.

– Sierżancie. Jordan zwrócił się do przybyłego  – Proszę jeszcze raz zabrać tę fotografię do zbadania.

Kiedy za podoficerem zamknęły się drzwi, Jordan ponownie zwrócił się Hopkinsa. – Wracając do sprawy, w związku z którą wezwałem tutaj pana, muszę panu jeszcze coś zakomunikować. Zapewne słyszał pan o tym wczorajszym bandyckim napadzie na bank. Tragiczny wypadek drogowy pańskiego brata spowodował, że funkcjonariusze rutynowo przeszukali wrak jego auta. To, co w nim znaleźli, było dla policji sporym zaskoczeniem. Niech pan sobie wyobrazi, że pański brat miał przy sobie 50 tysięcy dolarów w gotówce! Dokładnie pięćset studolarowych banknotów, i to na dodatek – Jordan zrobił znaczącą pauzę – wszystkie z serii zrabowanej wczoraj w banku. Wiem, że to dla pana podwójnie bolesny cios, ale na tej podstawie uważamy, że to pański brat dokonał tego bandyckiego napadu, zabijając przy okazji dwóch strażników. Musi pan także wiedzieć, że mamy jeszcze jeden niepodważalny dowód winy pańskiego brata. Wczoraj, kiedy czekał na ulicy na dogodny moment wtargnięcia do banku, nerwowo palił papierosa. Znaleźliśmy ten niedopałek przed drzwiami sali kasowej i natychmiast pobrano z niego ślady biologiczne w postaci resztek śliny. Badanie kodu genetycznego DNA resztek śliny i porównanie go z kodem genetycznym z próbki krwi pańskiego zmarłego brata – wykazało ponad wszelką wątpliwość, że to właśnie on był sprawcą podwójnego zabójstwa i rabunku. – Powiedziawszy to Jordan na chwilę zamilkł, wpatrując się intensywnie w swego rozmówcę. – Zaraz, chwileczkę, panie Hopkins…

Powiedział pan przed chwilą, że byliście z bratem bliźniakami jednojajowymi, a to oznacza, że oprócz niezwykłego podobieństwa fizycznego, macie także identyczny kod genetyczny… Jednym słowem, jesteście nie do odróżnienia! A to znaczy, że napadu na bank równie dobrze mógł dokonać właśnie pan! – mówiąc to porucznik Jordan podniósł się z krzesła i oskarżycielskim gestem wskazał na swego rozmówcę.

 

* * *

Po tych słowach zapanowała ponura cisza. Wreszcie pierwszy odezwał się Hopkins. – To tylko spekulacje, wytwór pańskiej chorej wyobraźni. Tak ciężki zarzut musi pan jeszcze udowodnić! Jak zamierza pan to zrobić, skoro mój brat nie żyje, a ja przedstawię żelazne alibi? A nawet, gdyby mój brat żył, to w jaki sposób zidentyfikowałby pan sprawcę, skoro wiadomo, że napastnik był tylko jeden?

W tym samym momencie policjant w mundurze sierżanta, który przed dwudziestoma minutami zabrał fotografię, wszedł ponownie do pokoju podając porucznikowi jakąś kartkę z wiadomością.

– Dziękuję, sierżancie. Za podoficerem zamknęły się drzwi.

Jordan szybko odczytał krótki tekst z kartki i ponownie zwrócił się do Hopkinsa.

– Na koniec proszę mi jeszcze powiedzieć, kiedy ostatni raz widział się pan z bratem?

– To było chyba miesiąc temu, zadzwonił do mnie z prośbą o małą pożyczkę. Potrzebował 200 dolarów, które oczywiście mu osobiście wręczyłem.

– Pan kłamie, panie Hopkins! Pan widział się z bratem nie dalej jak wczoraj, i to po napadzie na bank! Wręczył mu pan 50 tysięcy dolarów w gotówce. I to w tych samych banknotach, które zostały wczoraj zrabowane w „Community Bank of Florida”! Oskarżam pana o zamordowanie z zimną krwią dwóch strażników, czyli podwójne zabójstwo pierwszego stopnia, dokonanie napadu z bronią w ręku i rabunek 250 tysięcy dolarów! Jestem pewien, że do końca życia będzie pan gnić za kratami! Sierżancie, kajdanki!

Co zdemaskowało sprawcę?

Rozwiązanie zagadki kryminalnej na kolejnej stronie.

1 2>

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]