Pozornie byli przykładnym małżeństwem. Dopiero gdy doszło do tragedii, na jaw wyszła prawda o mężu zastrzelonej kobiety. Kto pociągnął za spust?
31 grudnia 2017

Inna wersja miłości
Inny rodzaj wątpliwości wyrażały teraz koleżanki Michelle, te same nauczycielki, które już wcześniej uważnie, i aż tak bardzo krytycznie oceniały jej narzeczonego, a następnie męża. Potem przestały wyrażać swe opinie na głos, lecz nadal uważnie oceniały zachowanie Rogera. Lecz teraz, w obliczu tak strasznej tragedii, zaczęły ujawniać te same co poprzednio wątpliwości, pomnożone przez szesnaście lat obserwacji i zapamiętanych faktów.
Niemal już nazajutrz po opłakaniu Michelle, zaczęły mówić jedna przez drugą o tym co wiedziały. Wiedziały dużo, jednak żadne z ich spostrzeżeń nie potwierdzało przyjętego z góry założenia, że wzorowy policjant stanowy Roger Hunter był również świetnym mężem i głową rodziny. Zdaniem nauczycielek, Roger był tyranem, kontrolującym żonę na każdym kroku i narzucającym jej swoje zdanie w niemal każdej sprawie. W świetle ich zeznań zupełnie innego znaczenia nabrały te jego niespodziewane wizyty w szkole, w porze lunchu. Christy, w ostatnich latach najbliższa koleżanka Michelle, poznała całą prawdę na temat tych zaskakujących wizyt. – Roger po prostu chciał wiedzieć, co Michelle zjada na lunch. Wiązało się to ściśle z jego planem kontrolowania jej masy ciała. Jako mąż (i właściciel) miał obsesję na punkcie jej wagi. Bardzo się gniewał, gdy waga małżonki wykazywała tendencję zwyżkową.
Choć w odróżnieniu od milionów Amerykanek, Michelle w 36. roku swego życia nie była kobietą otyłą, a korzystając z przywilejów gwarantowanych w tym kraju niekwestionowanej wolności mogła nawet zjeść wieloryba, to jej męża dręczyła na tym punkcie nieustanna obsesja.
Roger nie tylko kontrolował jej posiłki w szkole, ale chodził z nią do klubu fitness, gdzie ważył ją osobiście i mało dyskretnie, tak że widzieli to niemal wszyscy. Jego obsesja na punkcie „należącego do niego” kobiecego ciała była aż tak ogromna, że przez lata wahał się, czy zapłodnić żonę i niemal w nieskończoność odwlekał ten pożądany przez nią ważny etap małżeństwa.
Ilekroć Michelle pytała, kiedy przestaną stosować zabezpieczenia, Roger polecał jej patrzeć na ostatnią fotografię, niedwuznacznie sugerując, że na potomstwo przyjdzie czas dopiero wówczas, gdy odpowiednio wyszczupleje.
Mijały lata, a Michelle wciąż pokazywała koleżankom swą najnowszą fotografię z humorystyczno gorzkim wytłumaczeniem: „Roger zmusza mnie do ciągłego porównywania mojej wagi kiedyś i dziś. Po prostu nie chce mnie zapłodnić. Tylko dla mojego dobra, bo tylko on profilaktycznie potrafi sobie wyobrazić, do jakiego stopnia w rezultacie ciąży mogłabym jeszcze bardziej obrosnąć w tłuszcz…”
Detektyw-narcyz
Jak okazało się później, już po śmierci Michelle, Roger nie był aż tak zupełnym egoistą i podobnie surowe wymagania stosował wobec samego siebie. Jednak to, co wypadało czynić kobiecie, w jego męskim środowisku wywoływało zdziwienie lub nawet odruchy niechęci. Richard Brown, jego najbliższy przyjaciel, tak to skomentował kilka lat później, gdy już nikt nie miał żadnych wątpliwości, kim naprawdę był Roger Hunter: – Miał obsesję na punkcie własnego ciała. Nie tylko ciągle biegał do klubów fitness, by zamiast w tłuszcz obrastać w muskulaturę. To czynił każdy z nas, bo takie są nasze wymagania zawodowe. On jeszcze na dodatek woskował sobie brwi, stale przeglądał się w lustrze, by każdy włosek na skroni trzymał się w odpowiednim miejscu, i opalał się pod lampami. Ja mu na to: – Człowieku, przecież jesteśmy pochodzenia meksykańskiego i natura obdarzyła nas tym zdrowym, brązowawym kolorem skóry. Nie musisz się aż tak naświetlać. A on na to: „Nie zaszkodzi zawsze zadbać o pigment. Jak ja to zrobię sam osobiście, to już nikt mi tego nie odbierze!”
Koledzy czuli podskórnie, że takie podejście do życia nie prowadzi do niczego dobrego. Na potwierdzenie swoich przypuszczeń nie musieli długo czekać. Roger Hunter był w swoim narcyzmie aż tak bezkrytyczny, że nie zawahał się wypróbować swoich wdzięków wobec koleżanki, młodej kobiety z biura policji stanowej. Była to wyjątkowo piękna praktykantka z uniwersytetu. Już w pierwszych dniach jej praktyki Roger ostrzegł kolegów, że roztacza nad tą urodziwą dziewczyną szczelny parasol swoich wdzięków i czarów. Oni całkowicie nie rozumieli o co mu chodzi, bo podrywanie koleżanki z pracy, a zwłaszcza młodej praktykantki, w tym zawodzie zdarza się chyba tylko w filmie. „Roger, czyżbyś zapomniał, że obowiązują tu jakieś zasady? Chyba pamiętasz: żonaci policjanci nie podrywają praktykantek!” – próbowali obrócić to w żart.
Jednak incydent z praktykantką pozostawił w najbliższym otoczeniu detektywa-narcyza niezmywalne wrażenie, że przypuszczalnie w ten sam sposób zachowuje się wobec innych kobiet. „Ileż ten Roger musi mieć romansów?” – zastanawiali się jego przyjaciele i koledzy z pracy. Lecz ludzie mieli własne problemy, więc te wątpliwości początkowo nie były w stanie zrujnować ich przyjaźni z Rogerem. Koledzy traktowali go tak, jak na to zasługiwał, czyli z całym szacunkiem należnym policjantowi stanu Teksas znakomicie wywiązującemu się ze swych obowiązków i w żaden sposób nie plamiącemu swego munduru.