Podczas zbierania dowodów skrawek kartki był bezużytecznym świstkiem papieru. Gdyby nie ten szczegół, prawdopodobnie Waldemar R. byłby na wolności
24 stycznia 2018
Nowy trop
Sprawa chwilowo zawisła w martwym punkcie. Minęło kilka lat, w międzyczasie zmarł Bogusław P., u którego lekarze zdiagnozowali zaawansowanego raka płuc. Waldemar R. niemal codziennie przechodził obok opustoszałego domu, w którym zgotował pani Helenie okrutną śmierć. Nie spodziewał się, że prawda może jeszcze kiedykolwiek ujrzeć światło dzienne…
Tymczasem w jednym z gdańskich zakładów medycyny sądowej śledczy wzięli pod lupę skrawek kartki z kalendarza, który znaleźli na miejscu zbrodni przyklejony do wizjera. Śledztwo formalnie było umorzone, co nie kłóciło się z faktem, że co pewien czas ponownie analizowano zebrane dowody. Przełom nastąpił niespełna 10 lat po tragedii.
Dzięki zupełnie nowym technikom badawczym udało się wydobyć ze skrawka papieru pozostałości płynu, który okazał się śliną. Zaawansowane badania DNA pozwoliły ustalić, że była to ślina Waldemara R. Mężczyzna był w przeszłości notowany za drobne kradzieże, więc jego profil DNA był dobrze znany śledczym. Idealnie pokrył się z tym odnalezionym na miejscu zbrodni…
Gdy mundurowi zapukali do drzwi Waldemara R. z nakazem doprowadzenia go na przesłuchanie, on już niemal zupełnie zapomniał o sprawie sprzed dekady. Był kompletnie zaskoczony widokiem czekającego na niego radiowozu. Tak jak stał, w wyciągniętym swetrze i poplamionych dżinsach trafił na komisariat. W obliczu nowych dowodów nie mógł już wypierać się faktu, że był na miejscu zbrodni. Złożył więc obszerne wyjaśnienia, odtworzył przebieg zdarzeń nieco wybielając swoją postać, gdzie całą winę zrzucił na nieżyjącego już kolegę Bogusława.
– Ja tylko stałem na czatach! Pilnowałem drzwi, żeby nikt nie wszedł do środka. Przysięgam, że nawet nie tknąłem tej kobiety! – zarzekał się podczas przesłuchania.
Prokuratorzy nie dali jednak wiary tym słowom. Mężczyzna plątał się w zeznaniach, przedstawiał różne, sprzeczne ze sobą wersje zdarzeń, co świadczyło o tym, że zwodzi śledczych ograniczając swoją rolę do pilnowania drzwi. Początkowo tłumaczył, że widział na własne oczy jak jego towarzysz zadawał śmiertelne ciosy masywnym odważnikiem. Innym razem, gdy zorientował się, że nie mógłby tego widzieć stojąc w sieni przy drzwiach, zapewniał, że tylko słyszał krzyki i jęki bitej kobiety. Po długich godzinach przesłuchań prokurator przedstawił mu zarzut zabójstwa w związku z rozbojem i domagał się 25 lat pozbawienia wolności. Dodatkowo, wystąpił z wnioskiem do sądu o tymczasowy, trzymiesięczny areszt w obawie przed ukryciem się gdzieś mężczyzny. Sąd przychylił się do wniosku.
Za kraty przez plwocinę
W trakcie kolejnych przesłuchań, tym razem już przed Sądem Okręgowym w Słupsku, Waldemar R. trzymał się swojej wersji zdarzeń o staniu na czatach i współuczestnictwie w całym zdarzeniu. Przyznał się, że również zabrał z domu pieniądze i kosztowności, ale konsekwentnie tłumaczył, że to nie on zadał śmiertelne ciosy. Jego adwokat domagał się od sądu uniewinnienia.
Wyrok zapadł na początku lutego 2010 roku. Sąd nie dał się przekonać do linii obranej przez prokuratorów wnioskujących o skazanie mężczyzny za zabójstwo – uznał go winnym rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Zamiast ćwierć wieku, Waldemar R. miał spędził w więzieniu pięć lat. Sędziowie ogłaszając wyrok podkreślili, że nie ma bezpośrednich dowodów świadczących, że to R. zabił staruszkę, ale nie ma również wątpliwości, że w czasie zabójstwa był na miejscu zbrodni i dokonał rozboju.
Słupska prokuratura odwołała się od wyroku uznając go za zbyt łagodny, ale w maju 2010 r. Sąd Apelacyjny w Gdańsku podtrzymał zarówno wyrok jak i zasądzony wymiar kary. 56-letni wówczas Waldemar R. wylądował w więziennej celi. Choć z pewnością odetchnął, gdy usłyszał mniejszy niż się spodziewał wyrok, to jednak perspektywa spędzenia kilkudziesięciu miesięcy za kratami nie napawała go optymizmem. Pluł sobie w brodę, że 12 lat temu splunął na tę nieszczęsną kartkę papieru, którą zakleił wizjer.
Konrad Buraczewski
Personalia oraz niektóre okoliczności zostały zmienione.