Walczakowie handlowali na radomskiej „Korei”odzieżą sprowadzaną z Turcji . Latem 1988 roku ich przygoda z importem znad Bosforu dobiegła końca
29 maja 2018
Na krętych drogach zbocza góry Uludağ ich fiat 126p wypadł z drogi i uderzył o skały. Marioli Walczak udało się ujść z życiem, ale jej mąż Sławomir spłonął żywcem, uwięziony we wraku.
Zdarzenie zrodziło setki plotek na radomskim targowisku przy ulicy Wernera. Handlujący i klienci spekulowali na różne sposoby, jak to możliwe, że Walczakowa wyszła z tego wypadku tylko z kilkoma zadrapaniami, skoro z samochodu po dachowaniu niewiele zostało. Kolejnym powodem do dyskusji była lokalizacja zdarzenia. Podczas gdy wszyscy handlarze zaopatrywali się w towar na stambulskich bazarach, Walczaków z niewiadomych przyczyn zaniosło aż 150 kilometrów dalej na południe, do Bursy. Mariola Walczak tłumaczyła znajomym, że chcieli pooglądać krajobrazy, a obładowany na dachu „maluch” przechylił się na zakręcie i spadł ze zbocza góry. Ona sama w trakcie koziołkowania pojazdu wypadła przez drzwi, dlatego nic jej się nie stało. Kiedy samochód uderzył o skałę, nastąpił wybuch i auto stanęło w płomieniach. Polska milicja mając raport o wypadku z Turcji, nie weryfikowała mocno naciąganej relacji Marioli Walczak. Jej mąż Sławomir, w tureckim szpitalu został oficjalnie uznany za zmarłego, a jego prochy wysłane do Polski.
Jak zakończyła się ta historia? Przeczytasz w najnowszym „Detektywie Extra” – Kryminalny świat PRL-u. Więcej ciekawych i intrygujących tematów kryminalnych znajdziesz w najnowszym wydaniu kwartalnika „Detektyw Extra” nr 2 w sprzedaży od 24 kwietnia 2018 roku, a także w wersji elektronicznej do kupienia TUTAJ oraz w wersji do słuchania dostępnej TUTAJ.