Zanim jednak Janusz N. wrócił do pracy w sądzie, ponownie wszczęto wobec niego postępowanie dyscyplinarne, ponieważ w 2003 roku policja zatrzymała go, kiedy będąc pod wpływem alkoholu jechał rowerem!

Sprawa nie była rozpatrywana w żadnym z sądów na terenie O., aby nie pojawiły się zarzuty o stronniczość. Akta trafiły do sądu w K. Prokuratura mogła pociągnąć mężczyznę do odpowiedzialności karnej, ponieważ nie był wówczas sędzią i nie chronił go immunitet.

Janusz N. swoim zwyczajem nie przyznawał się do winy i wyjaśniał:

Nigdy nie jechałem po pijanemu na rowerze i zaznaczam, że policja nie przyłapała mnie in flagranti, tylko kiedy otwierałem drzwi do swojego mieszkania, a potem policjanci zeznali, że widzieli mnie, jak jadę nietrzeźwy.

     Jednak sąd nie dał wiary tym słowom i rok później Janusz N. został skazany. Oczywiście postanowił odwołać się od wyroku. Ale sąd odwoławczy nie mógł już zająć się sprawą, bo Janusz N. znów był sędzią i… chronił go immunitet! Prokuratura wystąpiła o uchylenie prerogatywy i czekano na decyzję sądu dyscyplinarnego (co też nastąpiło). Ten, w 2004 roku złożył zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Janusza N. – jako sędzia, we wrześniu 2001 roku, miał sfałszować wyrok. Na rozprawie apelacyjnej sąd zauważył rozbieżności w wyroku ogłoszonym przez Janusza N., a tym doręczonym stronom.

     Prezes Sądu Okręgowego w O. zawiesił sędziego N. do czasu rozstrzygnięcia postępowania dyscyplinarnego. Zmniejszył mu też pensję o połowę.     Janusz N. z niezmienną pewnością siebie komentował:

– Wierzę, że wrócę do zawodu, bo wierzę w prawo i sprawiedliwość.

     Sprawę o sfałszowanie wydanego wyroku umorzono ze względu na brak wystarczających dowodów na popełnienie przestępstwa. Jednak jazda po pijanemu nie uszła mu już bezkarnie: 26 lutego 2008 roku wyrok podtrzymano.

     Janusz N. był oburzony. Jego zdaniem Temida była niesprawiedliwa, a wszystko sprowadzało się do zeznających nieprawdę policjantów, dla których być może był niewygodnym sędzią:

 ­– W swojej apelacji w 44 punktach wykazałem omyłkę sądu pierwszej instancji! Ale ponieważ nie należałem do spolegliwych, a w swojej 17-letniej karierze strzegłem swej niezawisłości i zawsze kierowałem się zasadą domniemania niewinności, było to nie na rękę policjantom i prokuratorom, gdyż wydawałem wiele wyroków uniewinniających. Być może linia mojego orzecznictwa im się nie podobała.

 

Prawie 3 godziny przedstawiał przed Sądem Najwyższym argumenty, które miały udowodnić, że nie jechał rowerem po alkoholu. Udostępnił nawet sądowi pismo, które jako przysięgę, że nie był wtedy pijany, miał złożyć przed biskupem.

Wyrok za jazdę po pijanemu był prawomocny, co dawało zielone światło sądowi dyscyplinarnemu, do którego rzecznik dyscyplinarny wniósł o ukaranie sędziego wydaleniem z zawodu. Sąd Najwyższy usunął Janusza N. z urzędu, ale on dalej wojował. W 2012 roku złożył pozew w sądzie pracy. Oczywiście domagał się przywrócenia do zawodu. Zaznaczył w pozwie, że „w wyniku sfingowanego procesu, z rażącym pogwałceniem elementarnych zasad uczciwego procedowania”, pozbawiono go możliwości wykonywania zawodu. Utrzymywał, że z sądem nadal wiąże go stosunek służbowy. Jego zdaniem należało mu się także odszkodowanie – wyliczył, że będzie usatysfakcjonowany, jeśli otrzyma 14 tysięcy złotych plus odsetki.

     Pozew został złożony, a więc zgodnie z prawem musiał być rozpatrzony. Ponieważ jednak sędzia N. pracował w sądzie w O., to znający go inni sędziowie nie mogli i nie chcieli zająć się jego sprawą, a do akt dołączane były wnioski kolejnych sędziów, wnoszących o wyłączenie ich ze sprawy.

 

Krew nie woda

 W tym samym regionie miały miejsce także inne, niegodne zachowania przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości. W kwietniu 2008 roku doszło w sądzie do bójki między sędzią Mirosławem J., a asesorem Pawłem K. Każdy z nich podawał inną wersję zdarzeń. Paweł K. zeznał, że został napadnięty przez kolegę z pracy. Mirosław J. mówił, że było odwrotnie. Zgodzili się w jednym, że byli ofiarami i musieli się bronić.

     Obaj stawili się w Sądzie Okręgowym w O. na postępowaniu wyjaśniającym.

Przez 3 godziny opowiadali własne wersje wydarzeń. Wysłuchujący tych relacji sędzia miał nie lada problem, ponieważ dostarczono mu dwie obdukcje lekarskie i dwie wersje wydarzeń. Każdy z mężczyzn utrzymywał, że został zaatakowany przez tego drugiego.

Ostatecznie podjęto decyzję o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego, które miało wykazać, czy są podstawy do postawienia zarzutów. Trzeba było wysłuchać świadków – niestety nie było naocznych, więc w sprawie trzeba było oprzeć się na poszlakach. W rozstrzygnięciu miało pomóc także nagranie z kamer wideo umieszczonych na korytarzu sądu.

     Wersja Pawła K. wyglądała następująco: do gabinetu, w którym przebywał, wtargnął Mirosław J. Doszło do sprzeczki, po której J. uderzył go tak mocno, że złamał mu nos. Podobno miało pójść o zwolnienie lekarskie, które na początku kwietnia dostarczyła do sądu Katarzyna J. (również sędzia, prywatnie żona Mirosława J.) Kobieta miała prowadzić kilka spraw, przyniosła jednak zwolnienie i jej obowiązki spadły na barki Pawła K., który był bardzo z tego faktu niezadowolony. Poskarżył się przełożonym, że zwolnienie jest fałszywe, a koleżanka ma się dobrze, o czym miał świadczyć fakt, że w tym samym czasie prowadziła zajęcia ze studentami. Paweł K. miał o tym wiedzieć, bo wykładał na tej samej uczelni.

     Podobno między Katarzyną J., a Pawłem K. często dochodziło do nieporozumień, zaś owo zwolnienie lekarskie przelało czarę goryczy. Kiedy Mirosław J. dowiedział się o wątpliwościach kolegi odnośnie choroby małżonki, natychmiast stanął w obronie jej godności.

     Pierwsza runda w tym pojedynku zakończyła się złamanym nosem Pawła K. z powodu czego poszkodowany przebywał na zwolnieniu i bezterminowym zawieszeniem Mirosława J. (w tym czasie otrzymywał comiesięczne wynagrodzenie, ale pomniejszone o połowę). Najłagodniejszym zakończeniem sprawy byłaby nagana udzielona krewkiemu dżentelmenowi, ale na tak subtelne rozstrzygnięcie wcale się nie zanosiło. Oprócz postępowania dyscyplinarnego toczyło się także postępowanie karne. Prokuratura Rejonowa w B. badała sprawę spowodowania u Pawła K. obrażeń ciała. Śledczy przyglądali się także znieważeniu K. słowem: „konfident”.

< 1 2 3 4>

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]